Taka beznadziejna ta wiosna, że nic tylko w domu siedzieć i filmy oglądać. Rowery już przygotowane, a sezon wciąż nie rozpocząty. Bo jak nie pada to wieje, a jak nie wieje i nie pada to temeperatura oscyluje około 10 stopni C, a w futrze jeździć nie lubię. Więc siedzi się w domu, przy kominku i się filmy ogląda. Miałem taką serię retrospekcji ostatnio i o kilku filmach sobie przypomniałem. Wróciłem na przykład do "Przekleństw niewinności" ("Virgin Suicides") Sofii Copolli, filmu, którego ledwie pamiętałem, a który utkwił mi w głowie jako coś dziwnego, ulotnego, nie do końca określonego, "coś, co należy obejrzeć powtórnie". I dobrze zrobiłem, bo obraz ten doskonale skomponował mi się z tą zgniłą wiosną. Zachwyciłem się zdjęciami Lechmanna, które można interpretować dzięki kolorom. Najpierw zółte, pełne słońca, potem żółto-zielone, wprowadzające pewien niepokój, a na końcu drastyczno zielone, niczym trucizna. Do tego doskonała gra aktorów: Kirsten Dunst, Jamesa Wood'a i przede wszystkim Kathleen Turner w roli surowej matki. Historia, oparta na książce Eugenidesa jest niebanalna, ale to co mnie w tym filmie ujęło najbardziej to taki klimat tajemnicy z dzieciństwa, czegoś niezrozumiałego, niewytłumaczalnego, czegoś, co bardzo chciało by się pojąć, ale nie można. I po upływie wielu lat, mimo, że jest się już dorosłym, dojrzałym, te zapamiętane obrazy z dzieciństwa mają wciąż ten sam smak. Smak niewyjaśnionego wspomnienia, pożókłego jak stara pocztówka, zatartego przez pędzący czas. Taki właśnie klimat ma debiut Sofii Copolli, który podsyca jeszcze ulotna, czarodziejska muzyka AIR. Doskonały film na wieczór przy kominku w zimną, deszczową, zgniło-zieloną, tegoroczną wiosnę...
Air - Playground Love by shaunlopez
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz