czwartek, 30 kwietnia 2009

Swine flu.

Mr. Deekeed nagrał pięknego secika. W sam raz na majowe hulanki i swawole w lesie, na łące i na plaży. Zwie się "swine flu", nawiązując tym samym do okoliczności przyrody, chorobotwórczych zjawisk i sytuacji ekonomicznej Meksyku. Pozostawiam Was z muzyką. Niech mówi sama za siebie. Poniżej link do pobrania. Cudnego odsłuchu! Ja zaś kieruję się ku krainie zwanej Bohemią, a konkretnie do Pragi. Relacja po powrocie!

http://rs49.rapidshare.com/files/228808071/deekeed_swine_flu_mix.rar

Upadła Madonna z wielkim cycem Van Klompa.

Przypomniał mi się serial "Allo, Allo" i "Upadła Madonna z Wielkim Cycem", obraz który był sprawcą wszelkich zawirowań w życiu bohaterów tegoż serialu. I chciałem sobie zobaczyć, jak takie dzieło sztuki nieistniejącej mogłoby wyglądać. Więc wygooglowałem "Upadłą Madonnę" autorstwa niejakiego Van Klompa i oto co znalazłem w przepastnym i mega pojemnym internecie.






Propozycja numer 1:



Numer 2:



I numer 3:



O "Upadłej Madonnie" piszą również w Wikipedii. Można tam także zobaczyć, jak naprawdę sławny obraz nieistniejącego Van Clompa wyglądał.

Potem pomyślałem sobie, że wiele teraz można zobaczyć lub przeczytać tego co "nie istnieje". Sporo jest książek o nieistniejących książkach, takich jak "Nocny pociąg do Lizbony" Pascala Mercier, "Złodziejka książek" Markusa Zafona czy "Jednoroczna wdowa" Johna Irvinga. Sporo niesiniejących filmów, jak "Machete", którego trailer można było zobaczyć w "Grindhouse" Tarantino. Coś jest na rzeczy. Czyżby pociągało nas to czego nie można dotknąć, zbadać, obejrzeć? Może nasz świat stał się za bardzo namacalny i tęsknimy za czymś mniej dosłownym, mniej konkretnym... za czymś, czego nie ma?



P.S: 2010 - Nieistniejące "dzieła" atakują nas coraz mocniej. "Machete" oczywiście ostatecznie powstał. To niesamowite, że popularność trailera do filmu "wyobrażonego" spowodowała, że film ten został nakręcony. Można też już kupować "realne" książki nieistniejących pisarzy, np. serialowych postaci. Doskonałym przykładem jest "Bóg nas nienawidzi" Hanka Moodego z "Californication". Co będzie dalej? Kto wie?

wtorek, 28 kwietnia 2009

Guinea Pig.

Dj Koze. Midas! Właściwie wszystko czego się dotknie zamienia się w złoto. Jego własne tracki, takie jak "Let's love" to moje ubiegłoroczne faworyty. Remixy dla innych artystów, których dokonał windują ich utwory o klasę wyżej. "Mango" Saschy Funke, czy choćby "Minimal" Matiasa Aguayo nabierają zupełnie nowego kształtu i stają się... jakby to powiedzieć, szlachetniejsze. Po doskonałym albumie "Reinterpretations", którym jestem zachwycony do teraz, przyszedł czas na nowe olśnienie. Remix dla Bena Watta - "Guinea Pig", taki sobie kawalek, Koze zamienił w mistrzostwo świata. Kto nie wierzy, niech posłucha. A ja się rozpływam...

Czy Warszawa da się lubić?

Pewna znana mi osoba, co to ma ksywę jak jeden z bohaterów serialu "Dynastia" umieściła niedawno na swoim blogu post o pięknie brzmiącej nazwie "W Warszawie jest strasznie ciekawie". Podzieliła się na nim swoją fotorelacją z wycieczki wysokopałacowej a tym samym zainspirowała mnie do stworzenia własnej fotorelacji ze zdjęć warszawskich, co to zalegają na moim twardym. I jak zacząłem te zdjęcia przeglądać to ułożyły mi się one w ciekawy set. I tak sobie pomyślałem, że ta Warszawa wcale nie jest taka zła. I jak świeci słońce a dobre fluidy wiszą w powietrzu, to można się nawet w niej zakochać, serio! Tyle, że w tej Warszawie można się też szybko odkochać niestety. Chyba właśnie dlatego ta miłość jest taka fajna, że polega na krótkotrwałych zauroczeniach. Bo z Warszawą w trwały związek to ja bym na pewno wejść nie umiał:) Więc z nią w trwały związek nie wchodzę, tylko czasami ją podglądam obiektywem, o tak właśnie:


To Dom Handlowy "Arka". Piękny, co nie?


A to dom, którego już nie ma...


Tutaj bardzo stary dom na plakacie naklejonym na bloku z wielkiej płyty.


A tu już ostatni dom. Słynny Pałac z zaprzyjaźnionego mieszkania.

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Graffest.

W dniach od 10 do 17 maja w Gdańsku dziać się będzie bardzo wiele i bardzo ciekawie. Po raz pierwszy na naszych ziemiach streetart i graffiti zmienią oblicze postindustrialnej przestrzeni Stoczni Gdańskiej. Zarówno Graff jam, jaki i projekt "Islandea" będą okazją do zapoznania się z twórczością tak nietuzinkowych postaci, jak Blu, Os Gemeos, Nunca, Viagrafik, czy Esher. Oprócz wrażeń wizulanych, sporo będzie też niestereotypowych wrażeń muzycznych. Każdy dzień festiwalu kończyć się będzie koncertem zaproszonych do Instytutu Wyspa muzycznych wizjonerów i eksperymentatorów. W piątek, 15 maja wystąpi Dj Food, Vex'D i Mike Slott; a w sobotę, 16 maja Bullion, Lukid, Paul White i Rekordah. Graff jam trwać będzie w godzinach popołudniowych w piątek, sobotę i niedzielę, 15-17 maja. "Islandea" zaś tworzona już od 10 maja, zostanie otwarta dla zwiedzających 16 maja, w sobotę. Ten niezwykły projekt polega na zamknięciu na jednej przestrzeni artystów z rożnych dziedzin sztuki ulicznej, począwszy od graffiti, na geometrycznych konstrukcjach i instalacjach audio kończąc. "Islandeę" i proces jej powstawania będzie można również obserwować wirtualnie w kilku trójmiejskich klubach i kawiarniach. Dla mnie jest to wydarzenie bez precedensu. Zaproszeni streetarterzy robią takie cuda, że przegapić ten festiwal to grzech karygodny. Obecność bez dwóch zdań obowiązkowa! Wszystkie szczegóły, program i bio artystów znajdziecie na stronie: www.graffest.pl

Black & White. Part 4.

Karin Dreijer Andersson. Głos zaiście zjawiskowy. Czy to śpiewa w The Knife, czy w swoim solowym projekcie Fever Ray - dech mi zapiera. Jest w nim głęboki mrok i jakieś takie niespotykane napięcie. Oprawa projektu Karin, poczynając od okładek singli i płyty, a na koncertach kończąc, również jest niezwykle smaczna. Cała płyta, zatytułowana tak jak projekt, jest czarna bardzo, przy czym mówiąc czarna mam na myśli : mroczna, duszna i niepokojąca. Muzyka, którą tutaj znajdziecie jest minimalistyczna, leniwa, snuje się i wsącza w mózgi bardzo powol. Przy pierwszym przesłuchaniu ta płyta może odrzucić, może się wydawać mało atrakcyjna, niestrawna wręcz. .Lecz im dalej w las... Może zresztą nie jest to muzyka dla każdego. Może nie każdy da radę wejść w ten dziwny świat Karin i na trochę w nim pozostać. Niezwykła to postać. Szkoda, że niedane nam będzie posłuchać jej w tym roku na żywo... Może w przyszłym? Pod spodem wklejam niesamowite klipy do muzyki Karin. Jedne z lepszych, jakie ostatnio można oglądać! Układają się w bajkę o dziwnej dziewczynce żyjącej w innej rzeczywistości, gdzieś na skraju naszego świata. Takiej dziewczynce jak Karin, która słyszy mocniej i widzi więcej...


If I Had A Heart from Fever Ray on Vimeo.


When I Grow Up from Fever Ray on Vimeo.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Leniwa niedziela i reminiscencje z wczoraj.

Żeby leniwa niedziela była naprawdę leniwa, potrzebne jest mocne uderzenie poprzedniego wieczora i poprzedniej nocy. Takowe było. M. się bawiła na Wyspie w towarzystwie przyszłych zawodowych "higienistek" (ponoć upiła się na smutno) a ja towarzyszyłem dzielnie ziomalom z MONOHROMU i jako, że jestem w całą akcję zaangażowany, razem z ziomalami przeżyłem policyjny atak na "artystyczną prowokację". Otóż okazuje się, że policmeni z Sopotu są najbardziej czujni spośród wszystkich policmenów w całej Polsce. Bo MONOHROM był obserwowany poprzez miejski monitoring i wzbudził policmenów zaciekawienie. Jakby tego było mało, jeden z mieszkańców rzeczonego Sopotu zadzwonił do policmena ze skargą, że "ktoś coś wyświetla za pomocą rzutnika, zasilanego agregatem, który tak głośno pracuje, że spać nie można". Tak więc winnym był agregat. Na szczęście po szczerej rozmowie z policmenem i z policmenką, skończyło się na pouczeniu. Mandatu nie dostaliśmy. W nagrodę za dobrze wykonany obowiązek wypiliśmy po dwa słynne na całym Pomorzu drinki "Coco banana" w Puzonie, by ostatecznie wylądować w Klubowej i tam zatankować zapas paliwa, który starczyć miał nam na długo... Wracając jednak do niedzieli. Piękna była. Słoneczna, ciepła i wietrzna. I w taką niedziele nie wypada siedzieć w domu, nawet jeśli się nie potrafi zrobić nic więcej jak tylko leżeć. Można więc leżeć np. na plaży. Więc leżeliśmy. O tak:









Jak sobie tak człowiek leży, to jest jeszcze przyjemniej, jak sobie człowiek może coś pozytywnego pod nosem ponucić. I ja sobie nuciłem, taką oto zgrabną i przyjemną piosenkę, co ją wam wklejam pod spodem. Na koniec powiem, że w Meksyku rozprzestrzenia się świńska grypa, światu grozi pandemia, ale Polacy się tym nie przejmują. Zbliża się wszak sezon grillowy:) Już niedługo wszyscy będą smażyć karkówki i inne mięsiwa. Bo Polak grill lubi i grill na wiosnę być musi. A przy grillu można sobie też pogwizdać. Właśnie tak:

sobota, 25 kwietnia 2009

W głąb króliczej nory.

"Alicja czuła się już bardzo zmęczona tym, że siedzi obok siostry na pochyłym brzegu i nie ma nic do roboty; (...) kiedy nagle przebiegł obok niej biały królik o różowych oczach. Nie było w tym nic aż tak dziwnego i nie wydawało się jej nawet czymś niezwykłym, że usłyszała jak Królik mówi do siebie: "O Boże, o Boże, spóźnię się!" (...) dopiero kiedy Królik ni mniej, ni więcej, tylko wyjął z kieszeni w kamizelce zegarek i spojrzał na niego, a następnie popędził dalej. Alicja zerwała się bo błysnęła jej myśl, że nigdy jeszcze nie widziała Królika, który był miał kieszeń w kamizelce albo zegarek (...) więc paląc się z ciekawości pobiegła za nim przez pole, w samą porę, aby jeszcze zobaczyć, że smyrgnął do wielkiej nory króliczej pod żywopłotem..."


piątek, 24 kwietnia 2009

Black & White. Part 3.

Jutro MONOHROM PROJEKT przyjeżdza do 3CITY. Świecić będzie najpierw w Gdańsku (około 21:00 na Targu Węglowym), potem w Sopocie (około 23:00 na Monte Casino - na Kościele św. Jerzego) a na końcu w Gdyni (24:00 Sea Towers). Dla niezorientowanych załączam wcześniejszy odcinek serialu PIG DOKTOR. Więcej info, wszystkie projekcje oraz materiały z backstagu znajdziecie na stronie www.monohromprojekt.net

Raindrops.

Basement Jaxx powracają! Na początek czerwca zapowiadają nowy album "Scars". Ma być powrotem do korzeni. Ma być sporo elementów latynsokich, takich z którymi Basemenci na początku byli kojarzeni. Ma być jak zwykle wokalnie bogato. Na albumie usłyszymy tym razem Santigold, Sama Sparro, Yo! Majesty, Lightspeed Champion, Cyndi Lauper, oraz Grace Jones i Yoko Ono... W weekend w BBC1, w "Essential Selection" można było usłyszeć ich nowy track "Raindrops". Niestety głowy nie urywa. Dla mnie "Raindrops" to popłuczyny po "Remedy" i zżeranie własnego ogona. Może album będzie lepszy... Zresztą posłuchajcie i oceńcie sami.

Basement Jaxx - Raindrops

czwartek, 23 kwietnia 2009

Black & White. Part 2.

W latach 80-siątych Robert Longo stworzył cykl czarno-białych grafik "Men in the cities", przedstawiający tańczących ludzi, zamrożonych w dziwnych pozach. Dzięki zawartej w tych grafikach ekspresji nadał swoim pracom jakby trójwymiarowości. "Man in the cities" stało się później inspiracją dla wielu innych projektów, niekoniecznie związanych z kreską. Ostatnio znalazłem w sieci nowy clip Circlesquare, który wyraźnie czerpie z grafik Longo. Odwołuje się do nich właściwie wprost. Efekt jest niesamowity. Zamrożone figury ożywają i tańczą. To ludzie-manekiny z pustką w oczach. "Dancers", bo tak nazywa się kawałek robi wrażenie. Dziwna elektronika, nieśpieszna motoryka, para-erotyka:)

Królik morderca.

Najgroźniejszy z groźnych. Stwór straszliwy i okrutny. Jeszcze nikt nie przeżył walki z nim. Złośliwy i przerażający gryzoń. Bestia. Królik morderca.

Pigułki Murti-Binga.

Należy się słowo wyjaśnienia. Dlaczego "Nienasycenie"? To, co się nasuwa od razu to Witkacy. I trop jest słuszny, przyznaję. Otóż w "Ninasyceniu" Witkacy sformułował teorię, która bardzo do mnie przemawia i która krystalizuje się właśnie na naszych oczach. Chodzi o to, że nasze umysły, bardzo plastyczne, atakowane są przez bodźce, które przyjmujemy lub odrzucamy. To, co przyjmujemy, co nas kształtuje jest pigułką Murti-Binga. Według teorii Witakcego zjedzenie owej pigułki, która przenosiła światopogląd drogą organiczną powodowało, że człowiek czuł się szczęśliwy i spełniony. Pigułka Murti-Binga była lekarstwem dla tych którzy byli wiecznie "nienasyceni". Współczesna wersja pigułki Witkacego to wszystko to, co bez naszej wiedzy i kontroli wsącza się do naszych umysłów i mówi nam, że szczęście jest tu i teraz.

"Pod powierzchnią codziennych krzątań i zabiegów trwa świadomość nieodwołalnego wyboru. Człowiek musi albo umrzeć – fizycznie czy duchowo – albo odrodzić się w sposób jeden, z góry zdefiniowany, przez zażycie pigułek Murti-Binga”.

Ja proponuję Wam swoją pigułkę. Trochę inną, ale równie skuteczną. Wybieram z otaczającej rzeczywistości, to co mi się podoba najbardziej. I podaję Wam w kroplówce. Byście byli mniej "nienasyceni":)

środa, 22 kwietnia 2009

wtorek, 21 kwietnia 2009

Black & White. Part 1.

Na dobranoc albo na dzień dobry. Dobry sound od Chromeo. Łatwo wpada w ucho i przyjemnie w nim siedzi. A video oko łechce.


Chromeo - Momma's Boy from Vice Records on Vimeo.

Rzecz uczynił Stephane Manel, francuski rysownik, który wspomagał również Sebastiana Telliera przy ostatniej płycie.

Dla złaknionych twórczosci Manela - podaję adres jego my space'a. http://www.myspace.com/discometeque .Powiem też, że monohromu na moim blogu wkrótce będzie więcej. A na koniec portret innego znanego autorstwa Stephane Manela. Poznajecie?

Great lenghts.

No i wpadłem! Martyna znałem wczesniej pobieżnie, nie czekałem specjalnie na jego album, choć zapowiadany był nadzwyczaj szumnie. A tu taka niespodzianka! Płyta z kategorii "psycho-delicje". Słucha się jednym tchem i natychmiast po zakończeniu chce się do niej wracać. Dubstep urodził się na Wyspach, ale rozwija się i rozprzestrzenia w szybkim tempie na inne kraje i miesza z innymi gatunkami. Przykładem choćby Martyn, który jest Holendrem, a jego "Great Lenghts" nie są albumem stricte dubstepowym. Czuć tu otwartosć umysyłu holenderskiego dj'a i producenta. Są potężne basy, ale też niezwykle urokliwe linie melodyczne, są pocięte i zsamplowane głosy, ale też niemalże oniryczne wokale, jak w "These world" featuring dBridge. Co za miód na uszy! Przemycam ten kawałek, dla tych co jeszcze nie słyszeli. Może ktos się zachwyci tak samo jak ja.

Martyn - "These world" feat. dBridge


Martyn - "Little things"

Królik monstrualny.

W galerii królików zdegenerowanych, dziwnych i przegiętych pojawia się królik niefilmowy. Jest różowy, jak na porządnego króliczka przystało, jest zrobiony z miękkiej włóczki. I jest monstrualnych rozmiarów. Jest też ponoć dziełem sztuki. Autorami tegoż dzieła jest wiedeńska grupa artystyczna GELITIN. Królik spoczywa sobie spokojnie na wzgórzu Colleto Fava, na wysokoci 1600 metrów w włoskich Alpach.
Stanowi tamtejszą atrakcję turystyczną. Twórcy namawiają chętnych do wspinaczki na futrzaka a następnie do odpoczynku w jego pępku (!). Królik wygląda jakby spadł z nieba i zwichnął sobie nóżkę. Jest dobrze widoczny na zdjęciach satelitarnych. Ma wykupiony abonament na leżakowanie. Do 2025 roku. Gdybycie byli w pobliżu - odwiedźcie go koniecznie - jego pępek jest ponoć mega wygodny:)

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Anotha black sunday.

Kto tak pięknie gra? Moodymann alias Moody. Co niesamowitego jest w tej muzyce. Zresztą, co tu dużo mówić. Posłuchajcie sami...

Weekend warrior.

Ach, działo się. Jako, że pojechałem na weekend do Poznania i tam też się zniszczyłem, pora teraz na relację. Najpierw była brama, w bramie była wódka. Potem ktoś zamknął bramę, której od środka otworzyć się nie dało, wiec siedzieliśmy z Y. zamknięci w tej bramie i pilimy tę wódkę, aż żeśmy ją wypili do końca. I wówczas jakiś wybawiciel, który udawał sie do domostwa swego, wszedł do bramy, otwierając nam tym samym drogę na kolejne przygody. Na przeciwko bramy był klub "W starym kinie". Bardzo fajna miejscówa, a tam jakieś "hallo", jakieś "och" i "ach", i dalej podążaliśmy już większą ekipa poznańskimi, nocnymi ulicami do "Cafe Mięsna". I tu klimat również podpasował mi bardzo - trzy piętra, dwa dancefloory, sympatyczne twarze, surrealistyczne rozmowy w zielonym kiblu. Ale czas gonił i jeszcze tyle było do zobaczenia. Więc poszliśmy do "SQ", gdzie grał Carl Craig, który się właśnie witał z publiką. A witał się nadzwyczaj przyjemnie. Dawno już tak cudnego powitania uszy me nie słyszały. I tak jak Carl zaczął, tak płynął przez następne 2 h. Mięsiście. Stylowo. Jak Mistrz. Jeszcze teraz w uszach bębią mi te tłuste bity. I gdyby nie płuca me, którym daleko jeszcze do stanu równowagi, to byłoby bosko. A tak jest tylko dobrze. Ale będzie lepiej, Kochani, bo robi się zielono, coraz bardziej zielono:) A na koniec trochę muzy od Master Carla. Ciągnąć i słuchać proszę !

http://depositfiles.com/en/files/4691042

piątek, 17 kwietnia 2009

Rabbit No. 2

"Króliki są jak kłamstwa, rodzą małe kłamstewka w nieskończonosć". Jak w "Gummo", gdzie dzieciak w przebraniu królika włóczy się bez celu po zniszczonym, anonimowym, amerykańskim miasteczku. Gdzie niby nic się nie dzieje i nic nie jest normalne. Zdegenerowane futrzaki lubią:
- apokaliptyczne wizje
- końce swiatów
- kataklizmy
- kolor różowy
- akordeony
- niepełnoletnie, słodkie dziewuszki.


Bad, bad rabbit !!!

Retro Chic Boutique.

Pamiętacie ich? Starzy znajomi z electrycznego podwórka powracają po dłuższych przerwach. Peaches, tym razem bez brody - za to z ciągle odrastającymi włosami - w kawałku wyprodukowanych przez Soulwax, prezentuje się nadzwyczaj łagodnie. Tiga, w video do "Shoes" się nie pojawia, za to spiewa w duecie. Pioseneczka łatwa, troche głupawa. Jesli dodać do tego powrót po 8 latach Miss Kittin & Hacker'a to mamy kolejne wezbranie elecrtopopu. Czy jest się z czego cieszyć? Peaches po flircie z gitarowymi dźwiękami, powraca do electro dżwięków. "I Feel Cream" jest wynikiem współpracy z muzykami Simian Mobile Disco, Digitalism, Soulwax oraz Drums of Death.
"2" Miss Kittin & Hackera Ameryki nie odkryje. Jedyne co można o tej płycie powiedzieć, to to, że zupełnie nie chce się do niej wracac. Tiga wydaje "Ciao", jako następcę mocno sredniego, moim zdaniem "Sexor". Opowiem o zawartoci, jak skonsumuję, na razie leży sobie i czeka. A czeka dlatego, że wciąż mi w głowie siedzi i wyjsć z niej nie chce ostatni album pana, który z nurtem electro jest również mocno związany. Chodzi o Filippo Moscatellego, alias Dj Noughty. Filippo powraca także po 8latach, z następczynią "Disco Volante". Album nazywa się "Pagliaccio" i jest dla mnie konkretnym strzałem. Bez sciemy, bez powrotów do korzeni. To się nazywa progres. Zresztą porównajcie sami. Przed Wami: Peaches, Tiga i Filippo. Na koniec powiem tak: Italians do it better:)


Peaches - Talk To Me (Official Video) from Mehmet Tataroglu on Vimeo.


Tiga "Shoes" from AlexandLiane on Vimeo.

czwartek, 16 kwietnia 2009

Randy "The Ram".

"Nie lubię lat 90-siątych" - mówi "The Ram", który wygląda jak, co tu dużo mówić, kupa gówna. Wczesniej byl Def Leppard. "A poźniej przyszedł Cobain i wszystko spierdolił". Mickey Rourke. Zajebista rola. Bardzo dobry film. Na pierwszy rzut oka zupełnie inny od wszystkich poprzednich filmów Aronofskiego. Ale im dłużej go oglądałem, tym bardziej nabieralem pewnosci, że wspólnego cechą wszystkich filmów Darrena, jest jego niewiarygodna wręcz zdolnosć do wnikania głęboko "pod skórę" głównego bohatera, przenikania do jego trzewi, żył, krwiobiegu. I to w "Zapasniku" czuć bardzo. A do tego jeszcze mnistrzowska praca operatora, filmowanie Randego w sporej częsci filmu "zza pleców" powoduje, że stajesz sie jego kompanem, a nawet jego cieniem. Panowie i Panie: Klasa!

Rabbits.

Zaczynam cykl o królikach. Zdegenerowanych królikach, których medium jest film. Takie króliki lubią celuloid. Zazwyczaj są tajemnicze, nieprzystępne. Straszą, grożą, dziwią. Królik numer 1. Frank z filmu "Donnie Darko".

środa, 15 kwietnia 2009

Francisco.

Skąd się wziął Franscisco nie wiem. Z innego bloga, z majspejsa, z devianta? Nie pamiętam. Przywędrował kiedys drogą "kopiuj-wklej" do mojego laptopa, a tam poniewczasie zagnieździł się na pulpicie. I nijak z pulpitu zejsć nie chce. Próbowałem już różnych rzeczy. Przekupstwem nic nie wskórałem. Bywało, że Fransico znikał na chwilę w wyniku zauroczenia mego jakąs inną kolorowanką. Jednak zawsze wracał w blasku chwały. Kim jest? Kto wie? Imię jego wypisane na oczach, twarz pociągła, włos długi lsniący, oko szczelnie zakryte apaszką. Tajemniczy jest i nie mówi zbyt wiele. Czasem tylko odzywa się basowym "baza wirusów została zaaktualizowana". I to wszystko. Czasem mysle sobie, że Fransisco to moje alter ego.

Want some?

Takie cuda można znaleźć na targu w samym srodku Barcelony. Owoce w lepkim syropie, przesłodkie i obrzydliwie kolorowe. Przegięcie, przesyt, przesada. Pycha.

Hotter than hot: YACHT.

Kolejny strzał od DFA Records. This band is hotter than hot! Tak się robi video bez kasy, za to z głową. Albo raczej z farbą, piórami i racą:)
YACHT - Summer Song

wtorek, 14 kwietnia 2009

Z serii : "Poczytaj mi, Mamo".

Music:Response. MGMT.


Ostatnio nie mogę uwolnić się od płyty "Oracular Spectacular" MGMT. Robi mi taki nowojorski sound. Po LCD Soundsystem i Herculles & Love Affair to kolejni moi nowobrzmieniowi faworyci. I do tego kompletnie przegięty teledysk. Takiego kiczu dawno me oczy nie widziały! MGMT 5 wrzesnia na darmowym koncercie w Wawie. Kto idzie - palec do budki.

Trzy cienie.

Niepokojąca historia, wciągająca od pierwszej strony. Zaczyna się jak sielanka. Oto Louis i Lisa. Szczęśliwa para pomieszkująca sobie gdzieś na odludziu ze swoim kilkuletnim synkiem – Joachimem. Prowadzą spokojne życie - "wszystko jest proste i przyjemne". Aż do chwili, gdy w pobliżu ich chaty pojawiają się trzy złowrogie cienie. Początkowo trzymające się z daleka, z czasem coraz bliżej podchodzące do domu. Kim są? Czego szukają w spokojnych progach? Szybko okazuje się, że Joachima. Louis jednak nie poddaje się tak łatwo. Pakuje manatki i próbuje zbiec z synem za wielką rzekę, z nadzieją, że w ten sposób uchroni malucha przed śmiercią… Ale czy odnajdą tam spokój? Czy uciekną przed Cieniami? Kim są trzy tajemnicze postacie? Historia nie pozostawi Cię obojętnym... Klimat trochę jak z Marqueza, ale też momentami czuć "Faustem" Goethego. Jedna z najlepszych rzeczy, jakie dane mi było ostanimi czasy czytać. Kreska Cyrila Pedrosy bajkowa. Fantastyczna rzecz. Polecam.

Magnethead.


Z cyklu "Dzień z życia". Człowiek z Kasprzakiem na głowie.

Nienasycony potwór.

Z dzieciństwa kojarzę jednego wiecznie nienasyconego potwora.
Ladies and Gentelman. THE COOKIE MONSTER.

Niechaj zatem zostanie on moim patronem i opiekunem, a zarazem maskotką, matką i malpą tego bloga.

Kto ma ochotę na kruche ciasteczko?