AR from BELLE TETTE on Vimeo.
piątek, 20 sierpnia 2010
AUDIO raport.
No jakże ja bym mógł o AUDIO nic nie napisać? Już mnie znajomi zrugali, że w tamtym roku taki elaborat, a teraz nic, ani słowa jednego? Trochę sie zapóźniłem z tym opisem, to prawda, ale tyle mam teraz na głowie. Tyle się dzieje przecież, za chwilę jakieś strasznie ważne rzeczy dziać się będą, i będziemy tańczyć wszyscy i tańczyć do białego rana, chłopaki będą brudzić mankiety a dziewczyny obcasy łamać. Tymczasem jednak wciąż wracam do tych paru dni w Płocku, a jest, wierzcie mi, do czego. Nie będę jednak opisywać, co było fajne, co mniej fajne, co mnie powaliło, a co zasmuciło. Bo jak co roku, coś podobało mi się bardziej, a coś mniej i to jest kwestia gustu. Tyle w temacie. Będę pisał raczej o klimacie muzycznego święta, o kolorowych ludziach na cudownych uliczkach Płocka, o atmosferze, która zdarza się tylko tam. O ekipie, z którą jeździmy na AUDIORIVER co roku, o ludziach, bez których cała ta impreza straciła by swój sens, o rozmowach nad ranem, przy dolatujących z CIRKUS TENT bitach, o mieszkaniu u sióstr zakonnych, o palcu św. Klary, którego trzeba pocałować jeśli chce się u sióstr pokój wynająć; o powrotach bladym świtem, o przesiadywaniu w pokojach i śmianiu się do rozpuku z tak zbereźnych i obrzydliwych żartów, że gdyby któraś z sióstr podsłuchała pod drzwiami, to padła by zapewne na posadzkę jak kłoda. Może napisałbym też o spacerze, po nieprzespanej nocy, kiedy spalenie blanta powoduje przyśpieszone bicie serca, a trzydziestostopniowy upał staje się nagle czterdziestostopniowy lub o pikniku pod naczepą, jedynym miejscu, gdzie można znaleźć jeszcze cień, o miejscach na trawie specjalnie dla nas zarezerwowanych, bo to piknik był dla ludzi wyjątkowych, wybranych, dla VIPów:) Może napisałbym też o skarpie, na której można tańczyć w trochę niewygodnej pozycji, od której to następnego dnia bolą cię całe łydki i o człowieku z żółwiem ninja na plecach, który gibał się przy toi toi'u aż do momentu, kiedy to wyszła z niego dziewczyna, zdjęła człowiekowi żółwia z pleców i do swojej piersi przytuliła. Może nawet napisałbym o spotkaniach z dawno nie widzianymi twarzami, o szukaniu innych znajomych wśród roztańczonego tłumu. A może o znakomitym nagłośnieniu, dzięki któremu masz ciągle ciarki na plecach. Albo o tym, że ciągle z Tobą jest Ona, czasem się przytuli, czasem pogłaszcze, czasem weźmie za rękę, a potem tańczy gdzieś w pobliżu i się uśmiecha, a Ty wiesz co ten uśmiech znaczy, że to dobrze, że znowu, po raz enty jesteśmy tu razem, z tymi samymi mordami, i że musimy tu być również za rok, bo to nasze miejsce, nasza muzyka, i wreszcie, nasz ulubiony festiwal:) Może i bym o tym wszystkim napisał, gdybym miał czas, ale zamiast tego wkleję filmik o audioriver, nakręcony przez jedną z ekip, która miała swoją siedzibę na Rynku Niezależnym. Dobrego odbioru życzę!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
aż mi się łezka zakręciła :)cudownie było to fakt, jedno z piękniejszych miast w Polsce, które na jeden weekend zamienia się w tętniące bitem miasteczko rozpusty duchowej ;)
OdpowiedzUsuńjeny jak ładnie.
OdpowiedzUsuń(a poza tym, coś chyba ostatnio dzielimy podobną fazę blogową, ale za to jak już człowiek usiądzie i napisze to napisze :)
buziak normalnie.