czwartek, 23 września 2010

Dual district.

Arandel is not a band, Arandel is not a character. Arandel is a CREATOR.

Tak zaczyna się tekst o pewnym tajemniczym gościu, który nie pokazuje twarzy, a publiczności objawia się jedynie poprzez swoją muzykę. To Arandel. Zjawił się znikąd i swoją płytą "In D" rozłożył mnie na łopatki. Arandel to propozycja dla tych, którym się wydawało, że w muzyce było już wszystko. Jeśli myśleliście, że muzyka nie jest w stanie zawładnąć wami do głębi, sięgnijcie po "In D". Ten album nie odkrywa może zupełnie nowego, nieznanego lądu. Eksploruje jednak inne, niezbadane tereny; nieodkryte jeszcze pokłady emocji. Spójrzcie na okładkę - zobrazowano nią dwa tracki poniżej. Jest organiczna - tylko papier, drewno, liść. Szkic ołówkiem. Nie tylko zresztą w okładce, ale i w samej muzyce jest taki element hiper-naturalistyczny. Jakby naturalne i klasyczne linie melodyczne stapiały się z wysmakowanymi, nowoczesnymi akordami. "In D" to eksperyment. Podobno Arandel do stworzenia go używał zaledwie minimum elektroniki, a większość dzwięków pochodzi z żywych instrumentów oraz z natury. Efekt jest maksymalny! Posłuchajcie sami...




Polecam bardzo również soundclouda Arandela - można tam znaleźć kilka doskonałych remiksów piątego z tracków na "In D", jeden nigdzie nie publikowany kawałek oraz fragment live actu, który mnie rozwalił doszczętnie - ile ja bym dał, żeby usłyszeć Arandela na żywo? Czy w tym celu trzeba mi się udać do Francji? I czemu do cholery właśnie z Francji i z dalekiej Północy pochodzi najbliższa memu sercu muzyka?

Z Północy owej przybył do Polandii w sierpniu, specjalnie na Audioriver - Oni Auyhun - drugi z moich nowych bohaterów, w którego twórczości zakochałem się bez pamięci. Chyba już zawsze będę żałował, że przegapiłem jego live'a w Płocku. Do tej pory nie wiem jak to się stało - jakimś dziwnym trafem byłem przekonany, że Oni gra w sobotę i kiedy się zorientowałem, że gra jednak w piątek - było już za późno. A ponoć było tak niesamowicie i magicznie. Te jego kosmiczne stroje, te zimne, lodowe wizualizacje. Może lepiej, że mogę sobie to wyobrażać, że nie skonfrontowałem się z festiwalową rzeczywistością... Jak jego muzyka została w Płocku odebrana? Przecież to niemal misterium - myślę sobie. Pozostaje mi teraz tylko słuchać pojedynczych tracków i czekać na Unsound. Być może pojadę do Krakowa, choć nie jest to jeszcze pewne. Oni zagra tam kolejnego live'a - tym razem pewnie o wiele bardziej pasującego do miejsca. Bo wyobrażam sobie (choć nigdy na tym festiwalu nie byłem), że na Unsoundzie jest o wiele bardziej, niż na Audioriver, wysmakowana publika. Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział dodam tylko, że Oni Auyhun to solowe wcielenie Olofa z The Knife, choć cały projekt jest tak samo tajemniczy, jak Arandel, bo Oni bardzo dba, żeby aspekt wizualny całości, był równie tajemniczy i dziwny, jak i sama muzyka. Tutaj elektronika jest zdecydowanie na pierwszym planie, choć osiągnięty efekt jest momentami zbliżony do Arandela. Oni mówi o swojej muzyce, że jest "about drama". To doskonałe spuentowanie całości. Ja chyba po prostu jestem trochę "dramatyczny" właśnie. Lubię w muzyce emocje, podskórne, nie do końca jasne i czytelne, emocje trudne-do-nazwania. Takie, jak u Oni'ego Ayhuna i Arandela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz