
Fuckpony, czyli tak naprawdę Jay Haze zaskoczył mnie niesamowicie. Takiej drugiej płyty nie spodziewałem się na pewno. Po tanecznych, mocno schizmatycznych harcach sprzed trzech lat, wydanych dla Get Physical, wykonał stylistyczną woltę i zaprezentował nam zupełnie inny klimat muzyczny. Tematem przewodnim "Let the love flow" (klik!) jest miłość. Muzyka jest pełna przestrzeni, kawałki rozwijają się długo, beaty są głębokie, ale jakby wycofane. Czasami na pierwszy plan wysuwa się pianino, czasami jakiś wtręt o latynowskim rodowodzie. To takie zakamuflowane smaczki, które można odkrywać powoli, przy trzecim, czy czwartym przesłuchaniu. Generalnie jednak jest to płyta bardzo spójna, taka w sam raz na jesienny wieczór, z lampką wina w ręku. Wspomnieć jeszcze muszę o wokalach. W dwóch utworach udziela się Chela Simone, znana już mi z ostatniej płyty Kiki'ego. Jej melancholijny głos dodaje utorom Haze dodatkowego blasku. Najfajniejsze kawałki : "Orgasm on the dancefloor", "I know it happened" oraz "Pills medley".
03-fuckpony featuring chela simone-i know it happened by bookerbus

Obie płyty, zarówno Little Dragon, jak i Fuckpony, doskonale ze sobą współgrają. Choć nie są zbieżnie stylistycznie, mają podobny "feeling". Lekko melancholijny, lotny, płynący ponad twardą rzeczywistością. Futurystyczna miłość i mechaniczny sen. Trudne do wyrażenia, znakomite do słuchania.
sprawdź ibiza voice podcast fuckpony pozdro !
OdpowiedzUsuń