czwartek, 4 listopada 2010

Record Collection.

Słucham ciągle "Somebody to love me" z nowej płyty Marka Ronsona z Boyem Georgem na wokalu. Zaraziłem tym kawałkiem parę osób w pracy, w związku z czym w pracy też leci non stop. I dostałem ten album w prezencie, na wosku. Jest tak ładnie wydany, że chyba włożę okładkę w ramki i powieszę na ścianie;) Na Wyspach, takie bądź co bądź popowe płyty reklamuje sie nawet w TV. I to w jaki sposób. Ta niebanalna reklamówka z pewnością nie była pisana "na kolanie", a jej realizacja pochłonęła zapewne sporo czasu. Fajna sprawa.



Mark Ronson to dzisiaj mainstream. Koleś, który zaczynał od hip-hopu, produkował później największe popowe płyty ostatnich lat. W tym "Back to Black" Amie Winehouse. "Record Collection" to jego trzecia płyta. Pierwsza, "Here comes the fuzz" zawierała hicior, który właśnie sobie przypomniałem. Pamiętam go doskonale, aż do wczoraj jednak nie zdawałem sobie sprawy, że to także Ronson...



Potem była współpraca z Lilly Allen. Najpierw Ronson produkował jej single ("Littles thigs", "Smile"), a potem zaprosił ją do współpracy przy swoim kawałku "Oh My God".



Ronson bez wokalistów byłby niczym. Jego najnowszy album pełen jest zaskakujących wokalnych kolaboracji. Zanim jednak Mark na nowo odkrył już trochę zapomnianego Boya George'a, czy zatrudnił Simona Le Bon z Duran Duran, współpracował np. z Danielem Merrinweather'em przy kawałku "Stop me" i z Amy Winehouse przy "Valerie". Oba hiciory znalazły się na albumie "Version", zawierającym nowe wersje znanych już wcześniej utworów. Wówczas Ronson odkrył także Alexa Greenwooda z Phantom Planet, który zaśpiewał w "Just". Uwielbiam ten kawałek.



Po 3 latach od wydania "Version" dostajemy "Record Collection", którego wydanie poprzedzał jeden z największych hitów tego roku, kawałek "Bang Bang Bang" z Q-Tipem oraz kolejnym odkryciem Ronsona, MNDR, której osobiście mocno kibicuję, bo czuję, że ma dziewczyna jaja. Amanda Warner, bo tak MNDR ma naprawdę na imię, jest wokalistką, Dj'ką i basistką w jednym. Prowadzi fajnego bloga i udziela się w różnych ciekawych projektach, a na jesieni tego roku zaczęła wreszcie myśleć o własnych produkcjach.



I na koniec track, od którego zacząłem, "Somebody to love me" w wersji live. Na wokalu, wspomniany już Boy George oraz Andrew Wyatt z Miike Snow. Taki przyjemny kawałek, kolejny hicior zapewne.



"Somebody to love me" to pop na naprawdę wysokim poziomie. Takim, o jakim u nas można tylko pomarzyć. W Polsce popowa muza to kompletny syf. Dla porównania polecam obejrzeć nowy teledysk Chylińskiej "Niebo", który wygląda na reklamę... mleka! Kuriozum. Żenada. Brak słów. Na szczęście mam swoją całkiem już pokaźną "record collection", w której Chylińskiej zdecydowanie brak:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz