środa, 8 grudnia 2010

Jak autobusy.

Czasem bywam "samotnym mężczyzną". Czasem widzę soczyste, nasycone barwy, a kiedy indziej blednieje mi cały świat. Ten prosty zabieg filmowy, wyostrzenia kolorów buduje genialny film Toma Forda "A Single Man". To wizualny majstersztyk. Przyznam szczerze, że długo zwlekałem z jego obejrzeniem. Trailer wydawał mi się pretensjonalny, temat mdły i oklepany. I nawet Julianne Moore nie skłoniła mnie do wciśnięcia przycisku "play". Zupełnie niepotrzebne były moje obawy i teraz mi głupio. Bo film okazał się znakomity. Co więcej pobił w rankingu moich prywatnych perełek "wizualnych" tegoroczne "Wyśnione miłości" Xaviera Dolana. Julianne Moore była, jak zwykle zresztą, rewelacyjna. Tylko ona potrafi tak fajnie w filmie nic nie robić. Palić papierosy i użalać się nad sobą. A w tym nic nierobieniu jest przecież wszystko. Samotnosć, nuda, strata, maskowanie się, gorycz i ból. Moore to moja ulubiona aktorka, obok Tildy Swinton i Meryl Streep jest jedną z tych, które potrafią zagrać każdą rolę a im strasze, tym są lepsze. Colin Firth natomiast... No cóż, to chyba nie będzie przesada, jeśli napiszę, że prawdopodbnie to jego "życiowa" rola. No i muzyka Abla Korzeniowskiego, która oprócz kolorów stwarza klimat tego filmu. Jest jeszcze design rodem z lat 60-siątych i stroje bohaterów, ale te wiadomo, jak to u projektanta, dopieszczone są w każdym calu. Ostatecznie jest to film bardziej do oglądania niż przeżywania, ale jak na debiut filmowy to i tak wiele. "Samotny mężczyzna" jest estetycznym arcydziełem. Z mocno ironicznym zakończeniem. Bardziej dla malkontentów i wrażliwców. Chociaż, czy ja wiem? Może to film dla każdego, w kim zabrzmiała kiedyś "złamana" nuta?

"Kochankowie są jak autobusy. Prędzej czy później przyjedzie następny" - mówi ucharakteryzowany na Jamesa Deana jeden z bohaterów filmu. Czy aby na pewno? A co jeśli autobus, który właśnie nam uciekł, był tym ostatnim?

3 komentarze:

  1. "Kochankowie są jak autobusy. Prędzej czy później przyjedzie następny" genialna maksyma i nie ma żadnych "ale".

    OdpowiedzUsuń
  2. może to różnica między angielskim słowem "lover" a polskim "kochankiem". w tym pierwszym przypadku to wcale nie takie oczywiste, że ten następny autobus przyjedzie...
    A że czasem przyjeżdża, to już inna historia.
    Btw, super film, super Colin i super Julianne. i Tony ze "Skinsów" :)

    OdpowiedzUsuń