niedziela, 5 lipca 2009

I love this city.

Trochę mnie na blogu nie było. Więc czas na obszerną relację. Byłem w Berlinie, jednym z moich ulubionych miast (do których zaliczam jeszcze Barcelonę i Budapeszt, czyli 3XB). I jak zawsze spędziłem tam cudowne chwile. Przywiozłem mnóstwo inspiracji i wrażeń, odetchnąłem trochę od polskiego klimatu, który ostatnio zaczął mnie męczyć. Nabrałem dystansu do pewnych zdarzeń. Spotkałem fajnych ludzi, słuchałem dobrych minimali (Sascha Funke live!). Cieszyłem się słońcem i wszystkimi miejscami, w które dane mi było dotrzeć. Po mieście poruszałem się amerykańskim, czarnym cruiserem. Wiatr we włosach, poczucie wolności, wiecie o co chodzi... A oto moje ulubione berlińskie miejscówki, które polecam Wam gorąco:

1. HARDWAX Vinyl Shop.







Sklep przy nadrzecznym bulwarze, ukryty głęboko w podwórzu starych kamienic, na trzecim piętrze, w mega surowym klimacie, za to z bardzo dobrze dobraną ofertą czarnych placków. Nie omieszkałem stosownie się zaopatrzyć. Nawiozłem troszkę dobrej muzy, które cieszy me ucho w te gorące, upalne dni...

2. Cafe Wendel na Kreuzbergu. Miejsce zupełnie niesamowite, odkryte przeze mnie po raz pierwszy. Jest to nowa miejscówka, powstała w 2008, czyli zaledwie rok temu. Kawiarnia na parterze starej kamienicy bardzo blisko stacji metra Schlesische Tor. Oddana w ręce lokalnych artystów graffiti, którzy za cel postawili sobie uczynienie z niej "świątyni słowa". Tematem tego miejsca jest "język" pisania jako forma sztuki. Czyli krótko mówiąc typografia. Tak tam wygląda:





A to menu:





3. Der Visionaire na brzegu Szprewy. Klub - nie klub. Na lądzie i na wodzie. Miejsce przecudne, do którego powracać chcę za każdym razem, gdy jestem w Berlinie. W zeszłym roku miałem okazję posłuchać tam Ricardo Villalobosa, tym razem trafiłem na ekipę 4 Dj'ów, z których rozpoznałem tylko Sashę Funke. Znaki charakterystyczne miejsca: ogromna wierzba, która daje cień i schronienie przed upałem w dzień i która pięknie rozprasza światło w nocy. Tak wygląda Der Visionaire w dzień:









A tak w nocy:







4. I ostatnia miejscówka, ale kto wie, czy nie najlepsza. Oficjalnie nie ma jeszcze nazwy. W dzień galeria, gdzie prężnie działają młodzi artyści, w nocy imprezownia jakich mało. Kamienica wypełniona zdarzeniami, niesamowitymi ludźmi, inspiracjami i muzyką. Mieszcząca się przy Oranienburger Tor stara, prawie rozpadająca się budowla została zaadoptowana przez artystów z całego świata. Obok mieszczą się drogie restauracje dla bogatych japiszonów. Takie rzeczy w takim miejscu? Tylko w Berlinie! Spotkać można tu nawiedzonego grafika z Białorusi, który po wypiciu kilku drinków rozdaje swoje prace za darmo, zespół "kwasowych" muzyków - sprzedawców biżuterii i inne podobne "zjawiska". Oto foty:











Na koniec tylko powiem tak, jak w tytule postu: Kocham to miasto! Kocham Berlin!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz