Nadszedł czas na obiecaną relację. Przede wszystkim, na samym początku zaznaczyć muszę, że w Łowiczu było zajebiście! Bardzo mili ludzie, fajny klimat i pozytywne fluidy. Samo miasto też niczego sobie. Festiwal Sztuki Żywej zakończony. Największe brawa należą się Tyberowi, za to, że dał radę utrzymać to wszystko w ryzach i mimo, że urabiał się po pachy, nie stracił ani na moment dobrego humoru. Szacun, Marcin! Z drugiej strony ogromny pozytyw dla artystów, zarówno tych, którzy szybko zrobili to, co mieli zrobić (Impas), jak i tych, którym zeszło trochę dłużej. Mam takie przebitki z nocy i z dnia następnego: Turbos, energia i beatbox, którymi porwał publikę po koncercie/jedyny sponsor wymieniony z imienia i nazwiska i jej 28 urodziny (pozdro Agatka!)/wódka z kompotem wiśniowym i ogórki kiszone na zagrychę/Bambolino na rusztowaniu niczym kot na piecu/Sromów i czterysta rzeźb ruchomych (czad!)
A teraz fototapeta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz