
Generalnie fejsbook rządzi. O nowym filmie Davida Finchera dowiedziałem się oczywiscie z fejsa, trailer też po raz pierwszy zauważyłem na fejsie, po tym, jak wrzucił go ktoś z moich mniej lub bardziej znajomych. Śmieję się w głos, że na seans nie wpuszczali tych, co nie mieli jeszcze konta, a przed projekcją niekoronowana królowa portalu miała wygłosić swoją prelekcję, ale nie wygłosiła, bo nie dotarła. Utknęła. W sieci oczywiście.
"Social Network" to solidne kino. Ponoć fabuła opowiedziana w filmie jest nieprawdziwa. Nieważne, bo wciąga. Fincher wycisnął z tej historyjki wszystko, co można było wycisnąć. Gdzieś w tle zobrazował jeszcze środowisko amerykanśkich studentów i zrobił to wyjątkowo sprawnie. Postaci są krwiste, dialogi dowcipne i soczyste. Eisenberg w roli twórcy fejsa jest cyniczny do szpiku i gra fantastycznie. Jest dużo, dużo lepszy niż się spodziewałem... I co? Czy Fincher nakręcił w związku z tym swój najlepszy film? Hmmm... Nie posunąłbym się tak daleko. Ale jest coś, co mi się w "Social Network" bardzo podobało. Bo to film anty-fejsbukowy. Bo czym jest w zasadzie ostatnia scena? Jeśli nie obnażeniem idei? Co robi Zuckenberg, kiedy godzinami ślęczy nad swoim laptopem? Pisze skomplikowane algorytmy, tworzy aplikacje? Przecież od tego ma ludzi... "Wkręcił się" - mówią o tym stanie inni bohaterowie. "Wkręcony" Zuckenberg po prostu...
Czekanie na odpowiedź, czekanie na akceptację, czekanie na to, żeby coś się wreszcie zaczęło dziać. Żeby było mocniej, silniej, treściwiej. Życie w zawieszeniu...

Dobrze się ogląda te dwa filmy, jeden po drugim, zestawione ze sobą. Pozornie nie mają one ze sobą nic wspólnego, jeśli jednak przyjrzeć się bliżej...Fincher w zawrotnym tempie opowiada historyjkę z życia twórcy fenomenu naszego wieku, a Dolan, zaledwie 21-latek, sam tkwiący głęboko w pokoleniu fejsa, pomiędzy dawkowanymi oszczędnie słowami, uwidacznia zmiany, jakich fejsbook dokonuje w świadomości młodych ludzi. Nie jest z nami aż tak źle? W końcu możemy jeszcze wyjechać na wieś, usmażyć marschmellows na grillu i razem je zjeść. Możemy przecież śmiać się z tego samego, upijać się, kontemplować sztukę, obdarowywać się prezentami. I co z tego? Jeśli na koniec i tak, w samotności, usiądziemy przed monitorem i będziemy odswieżać swoje profile, aż wysłane przed chwilą zaproszenie zaakceptuje ktoś, na kim najbardziej nam zależy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz