czwartek, 21 października 2010

You remind me of gold...

Jesień w pełni. I choć za oknami brzydko i mokro i wszyscy znajomi blogerzy na swych blogach psioczą na aurę, to ja się w skrytości ducha jednak trochę cieszę, bo ta jesień, jak zresztą każda jesień, przynosi z sobą, wśród tych opadających liści i hektolitrów wody, lejącej się z nieba, strumienie przezajebistej muzy. I o tej muzie chciałbym tu słów kilka. Wydaje mi się bowiem, że oto w zeszłym tygodniu ukazały się dwie płyty-perły, wytyczające nowe muzyczne kierunki, przodowniczki, o których będzie się mówić jeszcze długo i tłusto... Obie są dla mnie ogromnym pozytywnym zaskoczeniem, obie pretendować będzie zapewne w muzycznych zestawieniach AD 2010 do miana płyty roku...

Najpierw będzie młody-zdolny John Roberts, autor czterech doskonałych EPek, z których mnie najbardziej rozwaliła zeszłoroczna "Mirror". Kawałek "Pruned" z niej pochodzący, który wklejam poniżej, właściwie nie schodzi z mojej playerowej playlisty i na szczęście znalazł się także na albumie "Glass Eights", wydanym właśnie dla DIAL.

John Roberts - Pruned from HOMIE J on Vimeo.



"Glass Eights" to niesamowity, oszczędny, wspaniale wyprodukowany house dla wrażliwców. Dziwne to określenie, wiem, ale muzykę Robertsa nie da się łatwo określić i zdefiniować. I chwała mu za to. To właściwie płyta na jaką czekałem. Głęboka, emocjonalna, ale także smutna... Zbudowana z sampli i żywych instrumentów, niedająca się łatwo zdefiniować, muzyczna podróż, której największymi atutami jest spójność. Słucha się "Glass Eights" jednym tchem, żaden utwór się specjalnie nie wyróżnia, wszystkie natomiast doskonale do siebie pasują, co przywraca mi wiarę w nośnik, jakim jest płyta długogrająca. Duże wydarzenie. Po tegorocznym albumie Efdemina, kolejny świetny strzał DIALa.

Jeszcze większą niespodzianką jest dla mnie płyta Darkstar, "North", które całkowicie zmienia kierunek muzyczny i z rejonów okołodubstepowych wędruje w okolice synth popu. To bardzo zaskakująca metamorfoza, tym bardziej ciekawa, że Darkstar, w przeciągu tego roku zaledwie, zmienił się z duetu, który pamiętamy ze świetnego "Aidy's Girl Is A Computer", w trio, z regularnym wokalistą w składzie. Płyta to przedziwna, nawiązująca do lat 80-siątych, ale w sposób, którego się nie spodziewałem. Słychać wpływy The Human League, OMD, Kraftwerku, ale wszystko to jest przefiltrowane przez dubstepową wrażliwość, co sprawia, że te piosenki (dziwne określenie zważywszy, że wydawcą albumu jest Hyperdub) są mega nowoczesne i brzmią niezwykle świeżo. To doskonała muzyka na jesień bo znowu jest smutno, czasami trochę patetycznie, ale to w ogóle nie przeszkadza w odbiorze. Bo słuchając tej muzyki czujesz, że właśnie doświadczasz czegoś pięknego... Zastanawiam się co mnie tak urzekło, czy te synth popowe wycieczki, czy głos wokalisty, czy po prostu melodie? A może połączenie tych wszystkich składników? Ta najbardziej popowa płyta w katalogu Hyperdub rozwaliła mnie doszczętnie, z czego się cieszę, jak głupi do sera. Mocna rekomendacja!



I tu docieramy do jeszcze jednego objawienia, o którym muszę choćby wspomnieć. Pisał o nim ostatnio Groh z Junoumi. To James Blake, genialny 21-letni producent z Wysp, autor kilku zajebistych EPek, (szczególnie polecam tą ostatnią, "Klavierwerke" ). Ponieważ nie chcę się powtarzać, bo wyczerpująco zajął się nim Groh, a wy możecie się tam przeklikać, powiem tylko, że Pan Blake szykuje chyba równie szokującą stylistycznie woltę, co Darkstar, bo właśnie ukazał się pierwszy kawałek, będący przedsmakiem całej płyty, zaplanowanej na początek 2011 roku. I tak, jak w przypadku "Gold" Darkstara jest to również cover, tyle że Blake zajął się utworem Feist "Limit to your love". Jego wykonanie każe mi sądzić, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym, kto w przyszłym roku może porządnie zamieszać w muzycznym światku. Szykujcie się! Nadchodzi nowe pokolenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz