czwartek, 14 października 2010

Jak pokochać i znienawidzić Hiszpanię w siedem dni. Antyprzewodnik. Część 1.

Ci którzy mnie znają, wiedzą, że do każdej podróży lubię się przygotować. Grzebię w przewodnikach, necie, relacjach z podróży, zbieram ciekawostki, obserwacje, uwagi, tych, którzy byli tam, gdzie się wybieram, przede mną. Jednak mimo tego, za każdym razem jestem zaskoczony, jak płytko i głupio ludzie oceniają miejsca, w których bywają, jak mało potrafią w swoich opowieściach z podróży przekazać. Wydaje mi się, ze wynika to, z tego, że za wszelką cenę chcą stworzyć "opowieść dla każdego", nie precyzując odbiorcy, do którego ich opowieść ma trafić.

Tydzień temu wróciliśmy z Hiszpanii, dokładnie z Andaluzji. Zbierałem się całe siedem dni do napisania tego posta, a jak już się zebrałem, to stwierdziłem, że gdybym wszystko, co mi się ułożyło ostatnio w głowie, wywalił Wam od razu, mogłoby to być dla was za wiele, moglibyście się znudzić, zmęczyć i już nigdy do mojego bloga nie wrócić. Postanowiłem Wam tego oszczędzić i podzieliłem tego posta na trzy części.

To będzie antyprzewodnik. Czego anleży unikać, gdzie nie pójsć, na co nie zwracać uwagi, czego zdecydowanie nie próbować, od czego uciekać, ile sił w nogach, nad czym się nie zastanawiać. Bo prawda jest taka, że w tradycjnych przewodnikach mydlą Wam tylko głowę, ściemniają niemożebnie, nakłaniają do rzeczy popularnych, ogranych, miłych i sympatycznych oczywiście, ale także nudnych i pozbawionych emocji. Zatem jeśli jeszcze nie byliście, a chcecie się kiedyś wybrać do Andalauzji to przeczytajcie koniecznie mój ANTYPRZEWODNIK. Jeśli zastosujecie się do moich wskazówek - gwarantuję Wam niesamowite wrażenia od pierwszej do ostaniej minuty waszej podróży.

A więc, zaczynamy...


Dzień 1.
Na lotnisku zjawiliśmy się z tzw. blue ticket, biletem dla personelu lotniczego, który dostaliśmy niedawno w prezencie. Bilet ten zafundował nam na starcie nie lada niespodzianki, które już na samym początku bardzo uatrakcyjniły naszą wycieczkę. Otóż, okazało się, że lot jest pełen, a blue tickets są ważne tylko wówczas, jeśli ktoś z pasażerów nie stawi się do odprawy. Zatem do końca czekaliśmy z niecierpliowścią, żeby się dowiedzieć, czy do "ciepłych krajów" wylecimy, czy jednak nie. W końcu się nam udało, trzech pasażerów zabukowanych na lot, nie stawiło się na lotnisku. Wsiedliśmy do samolotu, siedzieliśmy oczywiście na najgorszych miejscach, na dwóch różnych krańcach samolotu, ale co tam... Tu muszę was jeszcze przestrzec przed pewną sprawą. Jeśli wasz bagaż podręczny może ważyć max 10 kilo, warto to sprawdzić przed podróżą. My nie sprawdziliśmy... Przepakowywanie się na lotnisku nie jest niczym fajnym...
Kiedy już wylądujecie w Maladze (lot tam jest najtańszy, samoloty latają z Wrocławia i z Krakowa) to jeśli macie prawo jazdy krócej niż rok i nie posiadacie karty kredytowej to zdecydowanie nie wynajmujcie samochodu - nie uda Wam się. Jeśli jednak macie z sobą kogoś, kto ma prawko dłużej - polecam tego dokonać, bo naprawdę się opłaca.
Jeśli chcieliście zwiedzić Malagę - odradzam, to głupi pomysł. W Andaluzuji jest o wiele więcej ciekawych miejsc. Jeśli jednak kierując się jakimś słabym przewodnikiem "dla ludu" zostaliście jednak w Maladze - zdecydowanie zrezygnujcie z noclegu w La Casa Mata. Możecie tam zastać nie posprzątany pokój, hostel może się właśnie przenosić do innego budynku, a w nocy mogą was pogryźć niezidentyfikowane bliżej owady. Będziecie mieć też problemy z zaparkowaniem samochodu na starym mieście, nie róbcie tego. Najlepiej od razu, zaoszczędzając sobie nerwów i kosztów, zaparkować gdzieś na obrzeżach, gdzie parking jest tańszy i gdzie nie ma korków, czteropasmowych rond z ośmioma wyjazdami, tylko jednokierunkowych, wąskich uliczek oraz remontów, przy których, zapewniam, zwariuje każdy GPS.

Dzień 2.
Jeśli już pokierujecie swoje kroki dalej, np. do Granady, pamiętajcie, że najlepiej będzie nie zatrzymywać się na Costa del Sol, które jest brzydkie, betonowe i "śmierdzi" turystą. Nie wierzcie również tym, którzy mówią, że Nerja jest piękna i ciekawa, a tzw. Balkon Europy koniecznie trzeba zobaczyć - nie trzeba, bo to po prostu deptak z dość pretensjonalnym i oklepanm "widoczkiem", a samo miasteczko przypomina trochę "sanatorium". Koniecznie też nie planujecie waszej podróży wtedy, kiedy Hiszpanie postanawiają zorganizować tzw. Huelga General - czyli strajk generalny, inaczej zwany "ostatecznym krachem systemu korporacji", w którym do głosu dojdą prosocjalistyzne bojówki zmuszające wszystkich, nawet tych, którzy nie chcą tego zrobić, do zamnkięcia swego bussinesu. Pamiętajcie, że miasta w tych dniach nie będą czyste, o nie, służby komunalne również będą strajkować. A ponieważ południowi Hiszapnie do najczystszych nie należą, to spróbujcie sobie wyobrazić, co się wtedy może dziać na ulicach. Zdecydowanie też nie wynajmujcie na nocleg pokoju (w hotelu LOS GIRALOLES 2), umieszconego na parterze, którego okna wychodzą na wąską uliczkę, przy nocnym klubie. Nie jest to dobry pomysł, gdyż uliczka ta moze służyć jako klozet, co może wam się wydawać dziwne, ale jest niestety prawdziwe... Nie liczcie też w Huelga General na jakiekolwiek życie nocne wieczorem, mozecie mieć nawet problemy ze znalezieniem czegoś sensownego do jedzenia. Od razu możecie zatem pominąć bary tapas i inne restauracje, z pysznym, skądinąd jedzeniem i udać się na Albaicin, najbardziej klimatyczną dzielnicę, gdzie możecie się załapać na autentyczne flamenco lub powłóczyć się trochę po Sacramonte, gdzie w jaskiniach wydrążonych w skałach do dziś mieszkają Cyganie...

Warto więc z pierwszej częśći mojego ANTYPRZEWODNIKA zapamiętać przede wszystkim, że Andaluzja jest piękna, Hiszpanie to "wesoły" naród, ale nie w HUELGA GENERAL. To jednak dopiero początek moich wrażeń i opowieści. Następne już niebawem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz