środa, 24 marca 2010

Ogród rozkoszy ziemskich.

Jest taki film Martina Sulika, "Ogród", przepiękny, półbajkowy, zawieszony między jawą a snem. Klimatyczny i czarodziejski. Film, w którym się można zakochać na zabój, o którym za wiele mówić nie można, żeby nie zepsuć przyjemności smakowania. Jest taka płyta, pewnego producenta, Rippertona. Nosi tytuł "Niwa", co po japońsku znaczy "spacer po ogrodzie". Płyta, w której, tak samo jak w filmie Sulika, nie można się nie zakochać. Której nie można nie smakować, nie rozkoszować się każdym zawartym na niej dźwiękiem... Uwielbiam ten album od pierwszego przesłuchania. Nie wiem dokładnie, co mi się w nim tak bardzo podoba, trudno mi to sprecyzować. To jakaś taka delikatność, która się sączy z głośnika, ciepłe akordy, w które się można opatulić. Bit jest przecież taki jednostajny, niemal senny, ale nie nudny, nic z tych rzeczy. To jest bardzo dojrzała muzyka, o raczej cierpkim posmaku. Taki spacer wsród nocnych dzwięków cykad przy świetle księżyca, takim jak na okładce. Muzyka babiego lata, albo wczesnego przedwiośnia. O zapachu rozdeptanych przez podeszwy kwiatów japońskiej wiśni. Soundtrack do filmu o znikającej plamie, która wysycha w promieniach słońca, na którego planie statystowałem dzisiejszego dnia...

Ripperton - Niwa (Green) - Promotional cuts  by  ripperton

1 komentarz:

  1. kurczę, ale ładnie napisałeś, a to ostatnie zdanie to w ogóle mistrz, ciągle chce mi się je czytać... ;)

    OdpowiedzUsuń