poniedziałek, 1 marca 2010

Z niebytu.

Zniknąłem. Na ponad tydzień. Nie było mnie na łączach, nie wchodziłem na faceboooka, nie zamieściłem żadnego posta na blogu, moja biblioteka na last fm nie powiększyła się ani trochę. Nic. Null. Niebyt. Kiedy dzisiaj pojawiłem się w wirtualnej rzeczywistości niektórzy witali mnie, jakbym narodził się na nowo. Czemu mnie nie było? Gdzie byłem? Co się stało? Czemu milczę? Pytania, przypuszczenia, brak odpowiedzi. Odpowiedź będzie teraz. Nie było mnie bo przenosiłem się w przestrzeni. Z miejsca na miejsce. Na zupełnie nową miejscówkę, z której nadaję teraz. Powiem to wyraźnie: nienawidzę przeprowadzek. Wyrywania siebie z korzeniami, które się zapuściło już całkiem głęboko. Przekonywania się przy okazji, że człowiek obrasta rzeczami jak mchem, wchodząc z nimi w symbiozę. Uzmysławiania sobie, że bez niektórych rzeczy nie wyobrażamy sobie dalszej egzystencji. A gdyby zostawić to wszystko i przetransportować tylko samego siebie? Gdyby się od tych wszystkich rzeczy oderwać raz na zawsze... Czy nadal byłbym sobą? Pamiętacie Lokatora Rolanda Topora, który straciwszy zęba zastanawił się czy nadal jest Trelkvskym? Czy ja odłączywszy się tego, co zgromadziłem nadal byłbym tym samym człowiekiem?

Zostawiłem więc w starym miejscu bytowania jedną cenną rzecz, ukryłem ją głęboko. Tak, jak Trelkovsky ukrył swój ząb w dziurze w ścianie za szafą. Może ktoś tą moją rzecz kiedyś odnajdzie, a może zaostanie tam na zawsze, może się zrośnie z otoczeniem wchodząć z nim w wieczną, doskonałą symbiozę?

Co ukryłem? Gdzie? Po co? Mnożą się pytania. Jestem, wróciłem, nadaję z nowego miejsca. Wchodzę znowu na fejsa, słucham muzyki (polecam album Rippertona "Niva"), moja biblioteka na last fm znowu się powiększa, mój blog wypluwa kolejnego posta. Żyję. Mam się dobrze. Wracam do żywych.

5 komentarzy:

  1. Ilu rzeczy się pozbyłeś? Ile z rzeczy wczoraj okazało się zbytecznych? Po co nam te wszystkie szmaty? Czy łyżki specjalne no sałaty na designie są niezbędne? Czy szafy sentymentalnych gówien naprawdę budzą sentymenty?
    Też o tym myślę często...

    OdpowiedzUsuń
  2. po przemyśleniu sprawy tego materializmu to najbardziej ciąży mi te 600 vinyli, ale gdyby nie to, spakowałbym się w 2 większe plecaki i zniknoł :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda jest niestety brutalna. Szafy sentymentalnych gówien nie budzą sentymentów. Jedynie zbierają kurz. A 600 vinyli troszkę waży, w walizce nie pomieścisz, niestety. Może zatem zniknąć bez vinyli?

    OdpowiedzUsuń
  4. hahha napewno by sie zanlazla pomocna osoba ktora by zaopiekowala sie takim balascikiem na jakis czas :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jako dosyć doświadczona w kwestii przeprowadzania się (co najlepiej wie Marta ;) sobie myślę, ze przeprowadzki najlepiej na świecie uczą pozbywania się różnych dziwnych sentymentów. człowiek po prostu zaczyna kumać co mu jest potrzebne, (no albo dobra, tak sentymentalne, że nie da rady ;)), a czego przy następnej zmianie miejsca nie będzie mu żal wywalić do kosza, zamiast targać bez sensu po schodach. a ponieważ w głowie mam wczoraj obejrzanego jarmuscha to nie moge niespuentowac cytatem, że życie to i tak "a handful of dust". i tyle :)

    OdpowiedzUsuń