poniedziałek, 17 sierpnia 2009
Kreska.
Dziś był taki niezwykły dzień, z serii tych, co to spływa na Ciebie jakaś dziwna, nie wiesz skąd, karma. Zaraz po pracy zostałem porwany na obiad do niezwykłej Ruderki w willowej dzielnicy Gdyni. Tam po przygotowaniu obiadu wraz z gospodynią i po konsumpcji tegoż, objawiła mi się dwu lub trzy-miesięczna kotka, z tych trójkolorowych, biała w czarne i rude łatki. I się ze mną spoufaliła na tyle, że już u mnie na kolanach została. Była to kotka porzucona, lub kotka z domu zbiegła (wychudzone nieboże, brudne i smutne), taka, co zdecydowanie potrzebowała opieki i wsparcia. Jako, że od tygodnia jestem słomianym wdowcem bo moja kobieta udała się, jak już niektórym wiadomo, do Kraju Świeżo Ściętej Trawy, zdecydowałem się roztoczyć kordon sanitarny nad niebożyną kotką i tak oto przekroczyła ona przed godziną próg mojego domu i jak dotychczas czuje się tu nad wyraz dobrze (właśnie skonsumowała kawałek salcesonu i odkryła ożywczy smak świeżej wody z kranu). Jutro dalszy ciąg tej opowieści, bo teraz wymęczony opieką udaję się do swego łózka a Kreska, dla znajomych Krecha (bo tak kotka znaleziona została nazwana) na swoje legowisko, które umościła sobie w międzyczasie na stercie torebek, w szafie mojej M.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No to teraz Jull masz córeczkę. Wiem, że będziesz dobrym ojcem... hehe \\ tylko pamietaj, że wszystkiego co robiłeś z "M" ta kotka nie może Ci dać !!! \\
OdpowiedzUsuńpiona!
bro ty naprawde musiales czuc sie samotny biedaku,ale teraz Kreska wszystko odmieni...Pozdro
OdpowiedzUsuń