Na początku był bar Bumerang, gdzieś pod Toruniem, w którym serwowano weeding. I ten weeding stał sie jednym ze słów kluczy wrocławskiej wycieczki (innym była Karma, o czym pisze Steven). Pierwszy z popełnionych grzechów był taki, że zapomniałem zapłacić za obiad swój i M. Po czym oddaliłem się z miejsca przestępstwa. A potem grzechy można by wyliczać długo i palców obu dłoni zapewne by nie starczyło. A jak są grzechy to wiadomo, musi być też kara. Zbyt dużo weedingu = shitting dnia następnego. I kara przyszła jak grom z jasnego nieba. Z najlepszego chyba filmu Nowych Horyzontów (szwedzkie "Białe Szaleństwo") musiałem wyjść bo nie działała klima i zimny pot wystąpił mi na czoło, co w konsekwencji przerodziło się w okupację kinowego kibla i shitting razy tysiąc. Na szczęście ziomale, z którymi na wycieczce byłem i moja M., która do trzeźwo myślących osób należy, zaprowadzili mnie do knajpy meksykańskiej, gdzie zjadłem ostrą, aztecką zupę z awokado i chilli, i stan mój ze zjebanego zamienił się w euforyczny. Na szczęście zbliżał się już wieczór i koncert, który miał stanowić kwintesencję wyjazdu. Niestety wraz z koncertem zbliżała się też burza. I oczywiście zbyt dużo złej karmy, która przez uczestników wycieczki została wysłana, spowodowało, że lunęło akurat wtedy, kiedy koncert miał się zacząć. Koniec końców, po godzinnym opóźnieniu live act Junior Boys w końcu się odbył. I był to jeden z najbardziej zajebistych koncertów, jakie me uszy słyszały. A w dodatku za niewielką sumkę kupiłem sobie jeszcze winyla "Begone dull care" (dzięki MOO, która obczaiła go pierwsza). I z tej radości spiłem się nalewką Pani Kierownik naszej szacownej wycieczki, która tenże nalewkę wcześniej wraz ze swym mężem przygotowała. Po tych wszystkich przygodach był jeszcze Jeff Milligan, który grać miał ponoć z czterech decków, a zagrał z dwóch, dopóki strugi deszczu nie zalały mu sprzętu i zmusiły do zejścia ze sceny. A dnia następnego powrót do domu z chorym Stevenem (mam nadzieję, że już teraz zdrowym karma!).
Wszystkim uczestnikom tego niecodziennego zdarzenia, jakim był wyjazd do Breslau i wspólne odkrywanie Nowych Horyzontów, należą się tu solidne podziękowania. Mam nadzieję, że zapoczątkowaliśmy tym samym "nową, świecką tradycję" i może w tym samym składzie wyruszymy znowu za rok? Co myślicie?
Piona!
ja się piszę na tę nową tradycję jak najbardziej (tylko wykluczyłabym z niej jednak shitting;). póki co jednak - leżę w łóżku...
OdpowiedzUsuńi przybijam pionę :)
ja tez przybijam pione i jade w przyszlym roku, tez na maxa, pozdro sześćset
OdpowiedzUsuńNo to mamy skład pełen bo MOO zadeklarowała, że też jak najbardziej:)
OdpowiedzUsuń