czwartek, 28 stycznia 2010

There is love in you.

Czy Kieran Hebden mógł choć przez chwilę przypuszczać, że słuchanie jego nowej płyty, w zaśnieżonej i skutej lodem Polandii w styczniu roku 2010, będzie miało dobroczynny wpływ na ludzi? Że znacznie ograniczy stany depresyjne, że podniesie temperaturę i rozświetli szarobury, nisko zawieszony pułap ciężkich, śniegowych chmur? Wątpię... Pewnie chciał nagrać po prostu dobrą płytę. I udało mu się. "There is love in you" nie zawiodła moich nadziei. Co więcej, sprawiła, że chciałem słuchać tylko jej, w kółko i bez przerw. Lubię sobie wyobrażać, że ta płyta jest jak słodycze, podjadane ukradkiem z szuflady w dzieciństwie. Doskonale wiesz, że będą słodkie, ale zdajesz sobie również sprawę, że za zjedzenie wszystkiego czeka Cię kara. Mimo wszystko wchodzisz w to na całego, nie bojąc się o konsekwencje. Nowy Four Tet hipnotyzuje totalnie, uzależnia, wciąga bez reszty. "There is love in you" to czysta elektronika, misternie utkana z mikrodźwięków, z elementami dziwnych, kobiecych lub syrenich nawet wokaliz ("Sing"). Nie bez powodu wspomniałem wyżej o smakach dzieciństwa. Są na tej płycie dźwięki, które nieodparcie się z dzieciństwem kojarzą. Trudno je tutaj dokładnie opisać. Może to pozytywka ("Angel Echoes"). Może dzwonki lub grzechotki. Może senność, radość, pewna naiwność. A wszystko to zawieszone w gęstym, ciągnącym się jak karmel muzycznym syropie. Jeśli ktoś spodziewał się fajerwerków będzie się czuł rozczarowany. "There is love in you" jest prosta, jeśli prostą można określić muzykę organiczną, podstawową, elementarną, która stanowi zaledwie szkielet do całej nadbudowy bogatego, four tet'owego świata. Świata, który ja, przyznaję się przed Wami, przemierzam bardzo często z nieskrywaną, lekko perwersyjną wręcz, przyjemnością...

4 komentarze:

  1. plyta swietna(single wogle mnie nie przekonywaly), nie moge sie zgodzic ze to czysta elektronika, bo elektronika tak jak w hiphopie zostala w fazie produkcji, ale brzmienia w 90% naturalne, zywych instrumentow, przez co emanuje ona tyn naturalnym cieplem i delikatnoscia, no i te senne wokale w stylu buriala, brakuje mi tu tylko mocniejszych melodi jak u aparata by wydostac sie z tego minimaliznu bo to niezbyt klubowa nuta i oczekuje od niej wiecej emocji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisząc "czysta elektronika" miałem raczej na myśli opozycję do "folkotroniki" w ramach której opisywano trzy pierwsze płyty four tet'a, niż do braku naturalnego instrumentarium. Być może źle się wyraziłem. Oczywiście, masz rację, że żywe instrumenty tam są i właśnie dzięki nim ta płyta jest jaka jest, czyli delikatna i organiczna. Rozkładanie tej muzy na czynniki pierwsze pozostawiam jednak tym, którzy się na tym lepiej ode mnie znają. Ja sam starałem się bardziej skupić na wrażeniach, które się z odsłuchem tej płyty wiążą. Mam nadzieję, że choć trochę mi się udało...

    OdpowiedzUsuń
  3. fajne okreslenie "folkotronika"

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja jako najmniej znająca się w tym gronie, powiem: lubię, lubię, lubię. :)

    OdpowiedzUsuń