Look who's back? Tata Garnier znowu jest z nami! Piąty studyjny album francuskiego mistrza właśnie wybrzmiał w moich słuchawkach. Czym prędzej zatem postanowiłem podzielić się z Wami dobrą nowiną. Laurent jest w formie. Warto było czekać. "Tales of the Kleptomaniac" jest przebogaty. I przepyszny, że tak powiem, posługując się po raz kolejny metaforą kulinarną. Dostajemy trochę dub'u, hip hopu (doskonały "Freeverse" w dwóch częściach), trochę jazzu, afro beatu, drum'n'bass'u a nawet dubstep'u w "No music, no life" (notabene, fajny tytuł). Nie brakuje też bardziej klubowych, tanecznych brzmień ("Back to my roots"). Ale w przeważającej części jest przyjemnie spokojnie. Muzyka otacza, sączy się, łechce ucho. Mimo tak różnych stylistyk album nie rozpada się na części, stanowi jednorodną i organiczną całość. Istotne jest tutaj okreslenie "organiczna" bowiem muzyka zawarta na "Tales of Kleptomaniac" bazuje przede wszystkim na żywych instrumentach. Dla mnie to bomba. Brava dla Garniera! Brava dla Mistrza!
Laurent Garnier - Dealing with the man
Laurent Garnier - Freeverse Part 1 (feat. MicFlow)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz