poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Weekend warrior.

Ach, działo się. Jako, że pojechałem na weekend do Poznania i tam też się zniszczyłem, pora teraz na relację. Najpierw była brama, w bramie była wódka. Potem ktoś zamknął bramę, której od środka otworzyć się nie dało, wiec siedzieliśmy z Y. zamknięci w tej bramie i pilimy tę wódkę, aż żeśmy ją wypili do końca. I wówczas jakiś wybawiciel, który udawał sie do domostwa swego, wszedł do bramy, otwierając nam tym samym drogę na kolejne przygody. Na przeciwko bramy był klub "W starym kinie". Bardzo fajna miejscówa, a tam jakieś "hallo", jakieś "och" i "ach", i dalej podążaliśmy już większą ekipa poznańskimi, nocnymi ulicami do "Cafe Mięsna". I tu klimat również podpasował mi bardzo - trzy piętra, dwa dancefloory, sympatyczne twarze, surrealistyczne rozmowy w zielonym kiblu. Ale czas gonił i jeszcze tyle było do zobaczenia. Więc poszliśmy do "SQ", gdzie grał Carl Craig, który się właśnie witał z publiką. A witał się nadzwyczaj przyjemnie. Dawno już tak cudnego powitania uszy me nie słyszały. I tak jak Carl zaczął, tak płynął przez następne 2 h. Mięsiście. Stylowo. Jak Mistrz. Jeszcze teraz w uszach bębią mi te tłuste bity. I gdyby nie płuca me, którym daleko jeszcze do stanu równowagi, to byłoby bosko. A tak jest tylko dobrze. Ale będzie lepiej, Kochani, bo robi się zielono, coraz bardziej zielono:) A na koniec trochę muzy od Master Carla. Ciągnąć i słuchać proszę !

http://depositfiles.com/en/files/4691042

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz