sobota, 30 maja 2009

Purchawki na śniadanie.

Oto klip do nowego Royksopp'a "The Girl and The Robot" z Robyn na wokalu. W sam raz do sobotniego śniadania. Purchawki ponoć są niejadalne, ale mi smakują całkiem całkiem. Czasami lubię posłuchać dobrze wyprodukowanego popu.

The Girl And The Robot from Röyksopp on Vimeo.



A na deser remix od Mistrza Joakima:

piątek, 29 maja 2009

Trąbka do słuchania.

Jakiś czas temu M. na blogu zapytała mnie, jaka jest moja surrealistyczna postać numer jeden? Odpowiedziałem, że kiedyś o niej napiszę, co właśnie niniejszym czynię. Jest nią bowiem kobieta, 82-letnia w tej chwili, Leonora Carrington. Uwielbiam ją przede wszystkim za poczucie humoru i za niezwykłą wyobraźnię, oraz konsekwencję, z jaką "teatralizowała" swoje życie. Jak by powiedziała pewna znana mi osoba: "uprawiała performance konceptualny". Jestem pewien, że o życie Leonory upomni się po jej śmierci Hollywood. Być może powstanie film o niezwykłej skandalistce, która potrafiła swym gościom obciąć w nocy włosy, a rano zaserwować im na śniadanie omleta z tymiż włosami właśnie. Cudnie:) Powieść Leonory Carrington, która o mało co nie została oficjalnie wydana, "Trąbka do słuchania" to jedna z najbardziej odjechanych rzeczy, jakie dane mi było czytać. To historia Marion, staruszki z kozią brodą, którą rodzina oddaje do domu starców i która w tymże domu przeżywa niesamowitą historię spóźnionej inicjacji. Tytułowa trąbka do słuchania - którą staje się w książce przedmiotem magicznym, wprowadza naszą bohaterkę w świat z pogranicza jawy i snu, gdzie wszystko jest możliwe. Nic więcej nie powiem, bo zdradzanie czegokolwiek z fabuły tej książki byłoby grzechem najgorszym. Trzeba przeczytać samemu, a zaręczam, ze ubaw jest po pachy. Oprócz pisania Leonora malowała i rzeźbiła. Jej całkiem niezwykłe rzeźby stoją obecnie na Paseo de la Reforma w Mexico City i kiedy na nie patrzę mam nieodparte wrażenie, że to właśnie nimi inspirował się Guillermo del Toro planując koncept "Labiryntu Fauna". Czy Wam też te postacie nie wydają się znajome? Historia przecież lubi się powtarzać... Sztuka również.

Woman wonder.

Elektryczne gitary - Zoot Woman i Phoenix - powracają z nowymi płytami. Phoenix z czwartym z kolei albumem "Wolfgang Amadeus Mozart", Zoot Woman z drugim, za to po 7-letniej przerwie ("Thing are what they used to be" ukaże się 8 sierpnia).

Oto jak oba bandy brzmiały kiedyś:





Teraz grają tak:





W sierpniu, w Płocku na Audioriver będzie można posłuchać Zoot Woman live! Żeby sobie podkręcić apetyt wklejam fragment ich koncertu poniżej.

środa, 27 maja 2009

Taniec współczesny albo róg obfitości.

Wylewa mi się muzyka z komputera, już jej nie mieszczę na dysku, już jej nie mieszczę w głowie. Jest jej coraz więcej i ku mojemu zdziwieniu wszytsko jest cacy. Mamy chyba dobry rocznik. Anno Domini 2009. Nie będzie tu jednak żadnego podsumowania, licytowania i punktowania. Chcę się po prostu podzielić z Wami wrażeniami z tego, co mi teraz gra na głośnikach, z tego, do czego wracam coraz częściej, co molestuje moje synapsy w sposób bardzo wyrafinowany, mlask:) Zacznę zatem od tytułu tego posta. Jest on taki a nie inny za sprawą naszego rodaka, ziomala Jacka, dalekiego krewnego Henryka od "Trylogii", którego "Modern Dance" polubiłem bardzo i bez tej płyty życia już sobie nie wyobrażam (Dziżas, jak to pompatycznie zabrzmiało:)Właściwie mało na tej płycie nowych dźwięków, spora część uważnemu słuchaczowi była znana już wcześniej, nie zmienia to jednak faktu, że to wydawnictwo to perełka - doskonały miks, pokaz tego, czym elektroniczna "muzyka współczesna" jest dzisiaj. "Modern dance" trzeba koniecznie posłuchać w całości, od początku do końca. Natomiast osobno w trackach bardzo miło jest posłuchać Voodeux. Ich debiutancki album "The Paranormal" właśnie się ukazał na labelu Cloude Von Stroke'a MOTHERSHIP. Cudna to płyta, pełna odniesień do horrorów, strachów i duchów. Przeładowana tajemniczymi dźwiękami. Zupełnie świeża muza, bardzo dobrze się tego słucha. Techno, ale takie udziwnione, nadzwyczaj łagodne, paranormalne właśnie. Godną uwagi płytę wydali również panowie z EXERCISE ONE dla MOBILEE. "In Cars We Trust" to połączenie różnych stylistyk, słychać tu echa breakbeatu, deep techno, ambientu, a nawet kraut-rocka. Są fajne wokale, jest dobra produkcja, czyli wszystko jak należy. Dopieszczone cacko! Dobrze się dzieje również na składance z wytwórni AUS MUSIC. Kilka perełek tam znalazłem. Trochę minimal house, jak BROOKS chociażby, trochę dubstepu w wykonaniu MARTYNA, trochę spokojniejszych dźwięków od SIDESHOW. Ciekawie, róźniście, bogato. Plus dobry set od ojca założyciela, Willa Soula. A jeszcze jest nowa kompilacja od Kitsune, której z tego nadmiaru nie zdążyłem przesłuchać i MILKY DISCO 2 z LO RECORDINGS. Ale jak znaleźć czas na te wszystkie dobroci? Jak temu sprostać?

Voodoux - Just a Spoonful (from "The Paranormal")


Sideshow - Television feat. Cortney Tidwell (All night long version)

wtorek, 26 maja 2009

Three shots (in the dark) : Part 3.





Dokąd prowadzi Droga?

Z McCarthy'm po raz pierwszy zetknąłem się przy okazji filmu Coenów "To nie jest kraj dla starych ludzi", który powstał na kanwie jego powieści. To bardzo późno. Wstyd przyznać, ale McCarthy był już wtedy klasykiem literatury amerykańskiej, a jego książka "Krwawy południk" uznana za jedną z pięciu najlepszych książek w ostatnim ćwierćwieczu. Ponieważ film i scenariusz Coenów mile mnie zaskoczył, postanowiłem Panem McCarthym zainteresować się trochę bardziej. Tak trafiłem na jego książkę "Droga", nagrodzoną Pulitzerem. Książkę naładowaną emocjami, której fabułę można by streścić w jednym zdaniu. Oto po kataklizmie, który zniszczył świat, Ojciec i Syn wyruszają w podróż na południe w poszukiwaniu miejsca w którym mogliby osiąść. Autora nie interesują przyczyny kataklizmu, wiemy jedynie tyle, że świat jest zniszczony i przeżyli tylko nieliczni. Żeby przetrwać, trzeba zdobyć pożywienie, a najlepszym kąskiem są inni ludzie... Świat bez zasad, ludzie jak zwierzęta - wydawało by się, że to motywy ograne i że nic nowego nie można już z nich wyłuskać. A jednak McCarthemu się udaje. Bo nie skupia się na opisywaniu zdarzeń, ale na pogłębionej relacji ojciec-syn. W październiku na świecie odbędzie się premiera filmu na podstawie tejże powieści, z Viggo Mortensenem w roli głównej. Już teraz pisze się, że będzie to jeden z najlepszych filmów tego roku. Reżyser John Hillcoat oddał ponoć dokladnie ducha powieści McCarthego. Nie skupia się na fajerwerkach, nie interesuje go katastrofa, ale wola przetrwania dwóch głównych bohaterów. Dzięki temu wysmażył ponoć film bardziej w klimacie "Ojca chrzestnego" niż słabizny w stylu "Jestem legendą". Poniżej trailer. Obadajcie i oceńcie bo moim zdaniem zapowiada się ciekawie...

poniedziałek, 25 maja 2009

Holz.

Holger Zilske wydał swój debiutancki album "Holz" i potwierdził wszystko to, co myślałem o nim już wcześniej. Że jest cholernie dobry. Że wycina dźwięki tak, jak pasuje mi najlepiej. Słucham tej płyty i słucham, a za każdym kolejnym przesłuchaniem podoba mi się jeszcze bardziej. Niektórzy mogą kojarzyć Holgera ze Smash TV, ale muzyka, którą wydaje pod własnym nazwiskiem jest zupełnie inna. Bardziej minimalowa i odrealniona. Płyta stanowi całość, jest opowieścią, podróżą, a takie płyty, jak wiadomo lubię najbardziej. Bo zbiór singli dobry jest na "potanćówki", do domowego odsłuchu lubię miec coś co ma swój początek, środek i koniec. Oczywiście fajnie jest gdy w takiej opowieści można znaleźć wisienki na torcie, takie jak "Mes Yeux" na przykład. I tak jak uwielbiałem "Bees/Birds" Holgera, tak teraz uwielbiam "Mes Yeux" właśnie. Dla tych co lubią wokale mam kolejną dobra wiadomość - dwa kawałki wokalne są jednymi z najpiękniejszych na płycie i warto się w nie wsłuchać dokładnie. Odwdzięczą się Wam z nawiązką - będą Wam cudnie "plumkać" w odsłuchach. Nie chcę już teraz wyrokować, ale czuję w kościach, że "Holz" może być kandydatem do mojej płyty roku. To cudo wyszło w Playhousie, wciąż jednej z najbliższych memu sercu wytwórni. Całość do pobrania tutaj.
Zanim pobierzecie warto się zapoznać z fragmentem, który poniżej. Kogo nie zachwyci, niech sobie nie zawraca głowy.



niedziela, 24 maja 2009

"Inne zwierząta to jest to!"

Inne zwierząta zdominowały ten weekend. Pojawiały się wszędzie. W klubach, nad wodą, na scieżkach rowerowych, a nawet w esemesach. Dwoiły się i troiły. Pływały i latały. Ćwierkały, syczały i wydawały z siebie wszelkie inne zwierzęce odgłosy. Cóż więc innego mógłbym teraz uczynić niż wrzucić tu "Animalsów" Minilogue. "Bo inne zwierzęta to jest to!". Pozdro Sim-O!

czwartek, 21 maja 2009

Chimeryczny lokator.

Mały Henio, przyczajony za fotelem w bawialni, czekał z bijącym sercem. Była za trzy dwunasta. Niedługo będzie mógł zaskoczyć Świętego Mikołaja i wydrzeć mu, prośbą i błaganiem, wagon pocztowy do elektrycznej kolejki. Ledwo przebrzmiało dwunaste uderzenie zegara, już kawałeczki sadzy zaczęły wpadać do bucików, ustawionych przez Henia w kominku. Potem zjawił się Święty Mikołaj we własnej osobie, ubrany w piękny, czerwony strój powalany sadzą.
— Och! — zapiał falsetem — cały się zabludziłem!
Spostrzegł Henia i klasnął w dłonie.
— Ach, jaki ślicny chlopcyk! — zaseplenil.
— Dzień dobły, chlopcyku!
— Dzień dobry. Święty Mikołaju — Henio był zbity z tropu. Nie tak wyobrażał sobie Świętego Mikołaja. Ten był młody i dość zmanierowany.
— Usiądź mi na kolanach... Dam ci cukielecka. Święty Mikołaj przysiadł na krawędzi kominka. Henio usłuchał skwapliwie. Cukierki okazały się pyszne, a pieszczoty, które im towarzyszyły, były słodkie, bardzo słodkie...— Gdzie są twoi rodzice? — spytał Święty Mikołaj niewinnym tonem.
— Mamusia jest w górach, a tatuś śpi w swoim pokoju — wyjaśnił z powagą Henio.
— Świetnie. No to idę się psywitać z twoim tatusiem. Kładź się i bądź gzecny.
Czerwono ubrany człowiek na palcach wsunął się do pokoju ojca Henia.
Cicho ściągnął wielkie buciory i wlazł do łóżka.
Ojciec wybełkotał przez sen:
— Kto to?
— Święty Mikołaj — odparł Święty Mikołaj i zgwałcił go.

Tak brzmi "Opowieć wigilijna" w wykonaniu mistrza czarnego humoru i skandalisty Rolanda Topora. To postać z numerkiem 2 w moim prywatnym rankingu twórców surrealistycznych. Oprócz opowiadań (np "Chimeryczny lokator", na podstawie którego Polański nakręcił w 1976 "Lokatora"), czy powiesci ("Księżniczka Angina" - kolejna wariacja na temat "Alicji w Krainie Czarów") Topor był także doskonałym rysownikiem i ilustratorem. Polecam galerię.
Poniżej wklejam jedną z najlepszych scen z "Lokatora". Szkoda, że dzis już się nie kręci tak dobrych filmów. A może się kręci, tylko ja o tym nie wiem?

środa, 20 maja 2009

Three shots (in the dark) : Part 2.

Tym razem trzy shoty z ruszającymi się obrazkami (klipami). Pierwszy to nowy Exercise One, nagrany wespół z Argenisem Brito. Drugi to singiel Miss Kittin i Hackera, totalnie oldschoolowy "look" Kittin i równie niezły "sound" :) Trzeci to kolejny "wytwór" labelu Diynamic, Drive D & Goshva & Westboy's w kawałku "Sacrament of Shamans". Plastelinowe ludki w plastelinowym świecie, nastawcie swoje przekaźniki. Życzę miłego odbioru!





Divine i różowe flamingi.

Czy widział ktoś "Rożowe flamingi" Johna Watersa? Jeśli nie, a chcielibyście popsuć sobie głowę to obejrzyjcie. Do pobrania tu. To zdecydowanie jeden z najbardziej dziwacznych, perwersyjnych, brudnych i wykręconych filmów, jakie kiedykolwiek powstały. John Waters nakręcił to kuriozum w 1972 roku i wtedy takie rzeczy były oglądane i dyskutowane. Dziś nic takiego nie ujrzałoby światła dziennego, nie mogłoby. Nikt nie wpuściłby tego filmu do kin, nie znalazłby się żaden dystrybutor żeby zaryzykować... W 1972 roku film Watersa gościł na ekranach w Ameryce i Europie i miał regularną promocję, co więcej na pokazach sale kinowe pękały w szwach.
O czym zatem jest ta opowieść? O dwóch rywalizujących ze sobą rodzinkach. Każda z nich chce być najobrzydliwszą na świecie. Rywalizacja jest zaciekła. Jedna z rodzin porywa do swojej piwnicy młode dziewice, tam gwałci je ich służący, a urodzone z tego związku dzieci nasi bohaterowie sprzedają bezdzietnym parom. Druga rodzina jest jeszcze bardziej niezwykła. Składa się na nią Divine, otyły transwestyta, Miss Cotton, blondynka-księżniczka oraz ich syn, miłujący kurczaki i matka, przesiadująca cały czas w łóżeczku dla niemowląt i żywiąca się tylko i wyłącznie jajkami na twardo.
Całe to towarzystwo mieszka w różowej przyczepie kempingowej i robi wszystko, żeby inni nienawidzili ich tak bardzo, jak tylko to możliwe. Akcja zawiązuje się w momencie, kiedy pierwsza z rodzin, chcąc dokuczyć Divine i jej pobratymcom, przesyła jej jako prezent urodzinowy pięknie opakowaną... ludzką kupę (!). W rolę Divine w tym "dziele" wcielił się Harris Glenn Milstead, który przed tym jak się roztył i spotkał Johna Watersa wyglądał tak:



W "Różowych flamingach" natomiast wyglądał już tak:



Niezwykła przemiana, nieprawdaż? Jako ciekawostkę dodam na koniec, że Harris Glenn Milstead wygrał casting do roli Peggy Bundy w "Married with children" ("Świat według Bundych") . Ostatecznie jednak w serialu nie zagrał. Zmarł bowiem tuż przed nakręceniem pierwszego odcinka. Powodem jego nagłej śmierci były zaburzenia oddychania (Milstead udusił się we śnie).
Ciekawe jak wyglądałby serial z jego udziałem? Peggy Bundy ważyłaby pewnie 160 kilo i prowadziła bardzo niezdrowy tryb życia...

wtorek, 19 maja 2009

Three shots (in the dark).

Trzy Panie. Trzy fajne głosy. Ze Szwecji, Norwegii i Wielkiej Brytanii. Sally Shapiro, Ane Brun i La Roux. Trzy zajebiste remixy. Tensnake'a, Henrika Schwarz'a i Screm'a.





czwartek, 14 maja 2009

Surrealistyczne żarcie.

Fanem surrealizmu to ja jestem wielkim i to od momentu, kiedy oczy me po raz pierwszy ujrzały "Psa Andaluzyjskiego" niejakiego Luisa Benuela (do którego pięknie zresztą odwołał się niedawno Mr.Oizo na okładce swojej płyty "Lamb's Anger"). Zgłębiam tajniki tego nurtu na ile potrafię i cieszy mnie, że jego elementy żyją w naszej popkulturze i nadają ton temu, co dobre (dzis damegecult na swoim blogu pisał o nowej reklamie Periera - mocno surrealitycznej, a jakże! - warto obadać) Taki mam pomysł, żeby na swoim blogu trochę o tych fajniejszych twórcach surrealizmu poopowiadać, a właciwie nie o nich sensu stricto, tylko raczej o ich "wytworach". Tak więc dzis przedstawiam Wam naszego sąsiada z Czech, Jana Svankmajera, jednego z najbardziej uznanych czeskich reżyserów i animatorów. Jesli jeszcze nie widzielicie jego pełnometrażowego filmu "Mały Otik" to musicie zobaczyć koniecznie. Poniżej kilka fotosów z tego mocno pojechanego filmidła. Można go też sciągnąć tu.







Otik, jak widać na załączonych obrazkach jest chłopcem zrobionym z kawałka pnia. Dzięki silnej wierze swojej matki, która z całego serca chciała mieć dziecko, ale nie mogła zajsć w ciążę, Otik ożywa. Róźni się on jednak bardzo od innych dzieci. Ma niespożyte siły i ciągle niezaspokojony głód...
Svankmajer oprócz długiego metrażu kręcił również krótkie animacje. Kilka z nich należy do najlepszych jakie w ogóle kiedykolwiek widziałem, w tym przede wszystkim "Food" - niesamowity filmik, który wklejam poniżej. Miłego oglądania! Surrealistycznie życzę smacznego:)



Monohrom. Finał.

Czy ja już mówiłem, że ten weekend będzie gorący? Oprócz Graffestu i Kill your popstar 2 w Trójmieście, w stolicy w sobotę, 16 maja - finał akcji MONOHROM PROJEKT, z którą od początku jestem sercem i duchem związany. Miejsce wydarzenia to Pałac Kultury i Nauki. Z jebitnych rzutników wyświetlimy na nim wszystkie sześć odcinków serialu "Pig DOKTOR" (streszczenie w komiksie obok), łącznie z ostatnim odcinkiem finałowym, który zakończy i rozwiąże całą historię. Kto jeszcze nie wie, o co chodzi, niech zajrzy na stronkę Oczywiście sama projekcja to nie wszystko. Seta trzaśnie Simc! a potem koncert COOLEK. Oprócz tego malowanie 50-metrowej płachty materiału. Spray'e są dostępne, wystarczy tylko mieć iskrę twórczą, ikrę, fantazję, chęć aby coś zmalować i można się na płachcie owej wyżyć. Na koniec będzie after ze wszystkimi, którzy w akcji pomagali. I wolny poniedziałek, żeby dojść do siebie:) Oczywiście tych co w stolicy mieszkają, pomieszkują, być akurat zamierzają lub przejazdem wpadną zapraszam pod Pałac na 20:00. Piontka!

Acid Bells.

Jeden z moich ulubionych twórców minimalowych dźwięków, Efdemin ukaże się wkrótce na "czarnuchu" w dwóch znakomitych remixach Martyna. Takie zdarzenia lubię najbardziej. Oto na styku dwóch wybitnych osobowości muzycznych powstaje zupełnie nowa jakość. "Acid Bells", bo o tym tracku mowa, był bezsprzecznie jedną z moich ulubionych melodii w 2007 roku. Cieszy mnie bardzo ta nowa, dubstepowa wersja Martyna. Poniżej wklejam orginał Efdemina i jeden z nowych remixów o pięknie brzmiącej nazwie "Bittersweet version". Porównajcie!

Efdemin - Acid Bells (Album Version)


Efdemin - Acid Bells (Martyn's Bittersweat Mix)

środa, 13 maja 2009

Szpinakowa dziewczyna.

Fajny, stary kawałek z 2003 roku, "Spinach girl" Agorii z Sylvie Marks na wokalu, z płytki "Blossom". Lubiłem bardzo bardzo i słuchałem kiedyś często i gęsto. Wrzucam teraz, bo dawno nic muzycznego nie było, a klip ładny i właśnie go w necie wyszukałem... Silencio! Niech zabrzmi muzyka:)

Kill your popstar 2.

Najbliższy weekend zapowiada się nadzwyczaj płodnie. Na Graffeście gra Dj Food, a tego samego wieczora w Papryce, w Sopocie, druga edycja imprezy mojego zioma, Simca! "Kill your popstar". Zagra Falcon ze Szczecina, co umiejętności turntablistyczne posiada niezwykle, oraz gospodarz nad gospodarze we własnej osobie. Od kilku dni już myślę co zrobić, żeby te dwie wyjątkowe imprezy ze sobą połączyć. Najlepiej by było, jak orzekł Simc!, żeby Food przyjechał po swoim secie do Papryki i trzasnął tam 30 minutowego mixa dla zebranych. Ale to się raczej nie zdarzy. Można więc najpierw posłuchać Fooda na Stoczni a potem teletransportować się do Sopotu. Można też olać Fooda i do Papryczki pośpieszyć na start. Wybór należy do Was. Nic nie narzucam, podpowiadam tylko, że imprezy "Kill your popstar" to klasa sama w sobie. Pierwsza edycja była potężnym strzałem, co potwierdzą wszyscy tam obecni, a także Mentalcut na swoim blogu (zajrzyjcie, jak nie wierzycie). Wsparcie dla lokalnej ekipy też się należy. Więc miejcie na względzie to, co się w Papryce dziać w piątkową noc będzie. A w sobotę wsiadamy z Simem do pociagu i jedziemy do Wawy... Ale to już zupełnie inna bajka. I o tym nie omieszkam wspomnieć niebawem...

wtorek, 12 maja 2009

Berlin Calling.

Wreszcie! 19 czerwca w Polsce będzie mieć premierę jeden z długo oczekiwanych przeze mnie filmów. Chodzi o "Berlin Calling" - opowieść o klubowym, nocnym życiu w Berlinie. Gwiazda muzyki elektronicznej DJ Ickarus (w tej Paul Kalkbrenner, także autor muzyki) wraca po wyczerpującej międzynarodowej trasie do Berlina, gdzie próbuje ukończyć nowy album. Icarus i jego dziewczyna, a zarazem menadżer, Mathilde, żeby znieść trudy wyczerpującej trasy wspomagają się narkotykami. Mathilde coraz gorzej znosi nałóg. Gdy Ickarus przedawkuje i znajdzie się w szpitalu psychiatrycznym, kobieta szuka pocieszenia u dawnej kochanki...

Muza do filmu znana mi jest od dawna. Był to jeden z moich ulubionych albumów ostatniej zimy. W towarzystwie dźwięków Kalkbrennera spędziłem wiele wieczorów. Tym bardziej się cieszę, że teraz będę mógł zobaczyć jak muza wpasuje się w obraz i jakie emocje to połączenie u mnie wywoła...

Na zachętę wklejam trailera do filmu i jeden z tracków ze ścieżki dźwiękowej - "Sky and sand" . Taki letni jest ten kawałek, wakacyjny, może dlatego zimą tak fajnie było się nim delektować...



poniedziałek, 11 maja 2009

Sztuka wychodzi na ulice (albo jeździ koleją).

Fajnie, że w tak brzydkich miejscach, jak dworce i przystanki SKM powstają tak dobre i świeże rzeczy. 10 maja we Wrzeszczu została otwarta nowa, dworcowa galeria prac trójmiejskich artystów.
Niesamowite, jak sztuka odmieniła to miejsce. Przebrzydki, szary tunel prowadzący wprost na peron SKM-ki zamienił się w ekspozycję niezwykłych murali. Swoje prace przygotowali: Rafał Roskowiński, Marek Wróbel, Łukasz Butowski, Paulina Maksjan, Olek Cybulak, Piotr Szot, Tomek Krzempek, Przemek Szukaj, 2SE, Krik, Auto, Roem, Soik, Jacyndol, Kozak, Pomos, Only Members. Organizatorem przedsięwzięcia jest Klub Plama. Nie jest to pierwsza akcja Klubu w Trójmieście. Wcześniej byli inicjatorami malowania ławek na przystanku Gdańsk-Zaspa, jednego z najbrzydszych na trasie Gdynia-Gdańsk, co więcej peronu otoczonego blokowiskiem z wielkiej płyty. Ławki na Zaspie są megakolorowe i pozytywnie zmieniają zastaną przestrzeń. Pochwalam takie akcje, bo mam dość beznadziejnej polskiej architektury, szarości, schedy po komunizmie, socjalizmie i wszystkich innych syfach, w których tkwiliśmy. I mam dość bloków pomalowanych w pastelowe, wyblakłe kolorki i osiedli w łódki, drzewka i jabłuszka (vide Zaspa ponownie). Cieszy mnie, że coś się zmienia w myśleniu młodych ludzi i że na skutek tych zmian robi się kolorowo, ładnie, estetycznie... A już niedługo czeka nas jeszcze festiwal murali "Monumental art" (oczywiście na Zaspie, bloki przy ulicy Pilotów), gdzie artyści malować będą prace o tematyce historycznej i politycznej i zupełnie apolityczny Graffest, który już w najbliższy weekend, w Modelarni, na Stoczni. Wiem już na pewno, że udział w festiwalu wezmą Os Gemeos z Brazylii. Będzie Blu (ściana, którą pomaluje jest skrywana w tajemnicy), Nunca, Viagrafik i cała polska czołówka grafficiarzy, streetarterów, streetartowców, czy jak tam jeszcze chcecie ich nazwać. Przypominam, że w piątek o 22:30 gra Dj Food z Ninja Tune. Liczba miejsc w Wyspie, gdzie zabrzmi MUZYKA jest ograniczona. Trzeba się zarejestrować na stronie graffestu. Kto jeszcze tego nie zrobił, niech zrobi czym prędzej. Mam nadzieję, że się tam spotkamy.

niedziela, 10 maja 2009

Kleptomaniac.

Look who's back? Tata Garnier znowu jest z nami! Piąty studyjny album francuskiego mistrza właśnie wybrzmiał w moich słuchawkach. Czym prędzej zatem postanowiłem podzielić się z Wami dobrą nowiną. Laurent jest w formie. Warto było czekać. "Tales of the Kleptomaniac" jest przebogaty. I przepyszny, że tak powiem, posługując się po raz kolejny metaforą kulinarną. Dostajemy trochę dub'u, hip hopu (doskonały "Freeverse" w dwóch częściach), trochę jazzu, afro beatu, drum'n'bass'u a nawet dubstep'u w "No music, no life" (notabene, fajny tytuł). Nie brakuje też bardziej klubowych, tanecznych brzmień ("Back to my roots"). Ale w przeważającej części jest przyjemnie spokojnie. Muzyka otacza, sączy się, łechce ucho. Mimo tak różnych stylistyk album nie rozpada się na części, stanowi jednorodną i organiczną całość. Istotne jest tutaj okreslenie "organiczna" bowiem muzyka zawarta na "Tales of Kleptomaniac" bazuje przede wszystkim na żywych instrumentach. Dla mnie to bomba. Brava dla Garniera! Brava dla Mistrza!

Laurent Garnier - Dealing with the man


Laurent Garnier - Freeverse Part 1 (feat. MicFlow)

Czasomierz.

Takim cudem byłoby fajnie odmierzać sobie czas:



Albo takim chociażby:



Może byłoby wtedy bardziej kolorowo w takie deszczowe dni, jak dzis...

piątek, 8 maja 2009

Smoke the monsters out.

Jeśli już o Audioriver mowa, to jeden z moich faworytów ubiegłorocznej edycji Damian Lazarus wydał właśnie świetną płytę "Smoke the monters out". Nie jest to taneczna bomba, jak mogłoby się wydawać po tym, co Damian wydawał do tej pory, również po tym, co zaprezentował na Audioriver. "Smoke the monsters..." jest trochę jak jej okładka. Bajkowa. To podróż do krainy dziecięcej wyobraźni. Muzyka Alicji z Krainy Czarów. Wielowątkowa. Bogata wokalnie. Egzystująca na kilku płaszczyznach. Raczej mroczna bo dzieciństwo nie jest łatwe i przyjemne. Przynajmniej dla niektórych... Momentami robi się przyjaźniej i w dźwiękach słychać więcej światła, jak w singlowym "Neverending", który wklejam poniżej. Ostrzegam jednak, że ten track nie oddaje wcale klimatu płyty. Ja wyczuwam na "Smoke the monsters out" niepokój, obawę przed ciemnością, strach i dziecięcą ciekawość, która pozwala doznawać nowego. Warto się w tej muzyce zanurzyć. I popłynąć... Może odkryjecie coś innego niż ja. Przecież najsmaczniejsze torty mają to do siebie, że można w nich odnaleźć nie lada smakołyki.

Intro to Damian Lazarus set from Marko Perendija on Vimeo.



Damian Lazarus - Neverending from David Terranova on Vimeo.

Bohater dnia.

Z dumą prezentuję mojego nowego przyjaciela. Oto bilet. Bilet niezwykły, audytywny. Bilet na Audioriver 2009. Cały karnet - nie drogi - kosztował mnie zaledwie 40 zł. A ile radości... James Holden, Chase & Status ft. MC Rage, Crazy P, Gui Boratto, Ulrich Schnauss, My My, Ritchie Hawtin, Dirtyphonics, Mitshabishi, Moderat, Daniel Bell, Radio Slave, Ewan Pearson, Efdemin, The Mole, Caspa & Rusko, The Whip oraz Telefon Tel Aviv. Większość z zaproszonych zagra live'a. Ponoć z noclegiem jest ciężko, ale jakoś mnie to nie martwi. Wierzę, że jak w latach ubiegłych wszystko się samo zgra i będzie cacy. W najgorszym wypadku bierzemy namiot. Muzyka jest przecież najważniejsza:) Sierpień będzie gorący. Już zacieram ręce...

czwartek, 7 maja 2009

Setsa.

Ame wraca z nową Epką na Innervisions, sublabelu Sonar Kollektiv, zalożonym przez Dixona w 2005 roku. "Setsa" to już 22 odsłona projektu. Co tu znajdziemy? Dwa bardzo klawe kawałki - tytułowy oraz "Ensor". Wydaje się, ze będzie hicior, bo po kilkukrotnym przesłuchaniu "Setsa" mocno siedzi we łbie i wyjść z niego nie chce. A podobnie było z "Rej" w 2006. Tylko, kto to jeszcze pamięta? Dla spragnienionych nowości wrzucam swieżutką "Setsę". Dla tych co lubią starocie, załączam "Rej". Miłego!




Ame - Setsa



wtorek, 5 maja 2009

Lista przebojów.

Ponieważ ostatnio było trochę więcej o miejscach, a mniej o muzie, czuję się w obowiązku nadrobić zaległości. Czas na krótki przegląd tego, co mnie kręci i co mi w głowie gra. Na początek Minilogue. Mój ulubiony kawałek z ich ostatniej płyty został wydany na 12'' w trzech doskonałych remixach. Właściwie trudno wybrać najlepszy. Wklejam ten od Beat Pharmacy, ze względu na głęboki szacun jakim darzę tego Pana. Za konsekwencję, dojrzałość i płytę "Wikkied times".



Jako drugi Tony Lionni. Nowa postać. Zaledwie kilka EPek na koncie. Ale za to jakich!
Pokłony zarówno za poniższy "Found a place", które można znaleźć na trzeciej już odsłonie Berghainu, jak i za ostatni asfalt "Sundance". Miód!



Jako trzeci Marcin Czubala. Jeden z najfajniejszych housowych kawałków tej wiosny.
Nogi same tańczą. Codziennie przynajmniej jeden odsłuch i jest dobrze:)



I na końcu kolaboracja. Burial & Four Tet! Ponieważ obu bardzo lubię, liczyłem na wiele. Dziś usłyszałem po raz pierwszy i zakochałem się bez pamięci. Na kolana! Na pysk! Na co chcecie. Byle nisko.

Miminka.

Jedna z fajniejszych miejscówek w Pradze. Wieża radiowo-telewizyjna na Ziżkowie. I instalacja Davida Czernego "Miminka". Dzieci wspinające się na szczyt(?) Absolutny kwas. Lubimy takie cudeńka!









Zizkov.

Mieliśmy wypożyczyć rowery i zwiedzać, ale nie wypożyczyliśmy. Mieliśmy zobaczyć Josefów, ale nie zobaczyliśmy. Mieliśmy popływać łódką po Wełtawie, ale nie popływaliśmy. Bo odkryliśmy Zizkov, dzielnię trochę z innej bajki. Tak oto Praga pokazała się zupełnie innej strony i odkryła przede mną skrywane dotąd oblicze. Wkrótce zamieszczę foty, żeby zobrazować to, o czy teraz tylko napominam. Standardowo było też oczywiście znakomite piwo, wysokokaloryczny smażony syr z hranolkami i "bramburowa holka" czyli dziewczynka z ziemniakami. Był oczywiście absynt - ponoć nie podrabiany, tylko ten prawdziwy, na piołunie pędzony. Było też dużo pozytywnej energii, leżenia na trawie i nicnierobienia. Jednym słowem: fajnie było!!! Szkoda, że się skończyło:(